Doznanie uniwersalnych złotych myśli oraz tęsknoty za miłością
Często w październiku powracam do spuścizny wybitnej autorki tekstów piosenek – Agnieszki Osieckiej. Po pierwsze – sprzyjają one jesiennej zadumie, a po drugie – 9 października obchodzimy rocznicę urodzin poetki. Postanowiłam więc dziś starym zwyczajem przedstawić moją subiektywną piątkę najbliższych mi piosenek, do których ta mistrzyni słowa napisała teksty. Od razu jednak zaznaczę, że pominę w swych rozważaniach bodaj moje dwa najukochańsze utwory Agnieszki Osieckiej, czyli W żółtych płomieniach liści Skaldów i Samotną rękawiczkę Alibabek, gdyż pisałam już o nich przy okazji artykułów, poświęconych tym konkretnym wykonawcom.
Piosenkowa poezja Agnieszki Osieckiej przesiąknięta jest dramatyzmem, samotnością, tęsknotą za miłością i błaganiem o czułość. Te dwa ostatnie aspekty kunsztownie podkreślił Wojciech Młynarski w swym niezwykle uczuciowym wierszu, zatytułowanym Poetka znikła w oddali, napisanym tuż po jej śmierci. Chronologicznie rozpocznę swoją wędrówkę od utworu z 1970 roku, który użyczył tytułu debiutanckiej płycie królowej polskiej piosenki – Maryli Rodowicz. Mam na myśli kompozycję Mariana Zimińskiego, zatytułowaną Żyj, mój świecie. Jako ciekawostkę dopowiem, że twórcę owego wzniosłego dzieła należy też kojarzyć z wykwintnymi solówkami klawiszy w kultowym, buntowniczym protest songu Czesława Niemena – Dziwny jest ten świat. Tekst Osieckiej porusza problematykę ogromnego szacunku i estymy autorki względem świata. Zostały tu przedstawione zarówno poetyckie, jak i humorystyczne przykłady ludzi, zjawisk natury oraz fikcyjnych postaci, mogących poszczycić się jakimś darem od losu: „ocean ma brzeg czerwony od zórz”, albo: „Cecylia ma psa, cyrkowiec ma lwa”. W opozycji do tych dobrodziejstw staje narratorka, podkreślająca: „ja mam tylko świat”. Pragnie ona ocalić go: „od łez, burz i trosk”, czyli wszystkiego, co złe. Jednocześnie żarliwie zaklina rzeczywistość, by wystawiony na mnóstwo niepowodzeń świat nie przestawał rozkwitać: „niech serce w nim gra, niech nie pęknie”. Namawia też innych ludzi, by tak jak ona dbali o jego porządek. Oprawę muzyczną Mariana Zimińskiego cechuje wszechobecna melancholia, słyszalna za sprawą stricte wykonawczych szczegółów. Początkowo jaskrawemu głosowi wokalistki towarzyszą metaliczne, iście latynoskie akordy gitary akustycznej. Następnie do głosu dochodzi sekcja rytmiczna (przede wszystkim bacznie wsłuchuję się w szemrzące uderzenia perkusji) oraz rzewne, zamglone instrumenty smyczkowe. Ostatnią zwrotkę zasiliły natomiast przenikliwe, wirtuozowskie improwizacje fletu i wielogłosowe harmonie wokalne zespołu Alibabki. Melodia, zaśpiewana przez Marylę Rodowicz, urzeka kunsztownymi melizmatami (szerokimi ozdobnikami), upiększającymi na przykład wielokrotnie powtarzany wyraz „chcę”. Zachwyca też żarliwe, gęste i z lekka matowe rozedrganie niemal wszystkich samogłosek.
Głębokie wzruszenie od zawsze budzi we mnie piosenkowa współpraca pomiędzy Agnieszką Osiecką a Bułatem Okudżawą, czyli na wskroś słowiańska piosenka Ach panie, panowie. Rosyjski pierwowzór utworu wykonała w 1970 roku Gelena Velikanova, natomiast w naszym kraju (już z polskim tekstem Osieckiej) zaśpiewała go jako pierwsza Halina Kunicka. Nie znam języka rosyjskiego, ale w oparciu o mój słuch stwierdzam, że tekst zwrotek jest zupełnie inny od polskich słów, w refrenie natomiast znalazłam kilka cech wspólnych, takich jak tytułowy szlagwort. Muzycznie najbardziej zżyłam się z interpretacją Krystyny Sienkiewicz i Piotra Fronczewskiego, wykonaną przez nich w duecie jako piosenkowy motyw przewodni teatralnego spektaklu Apetyt na czereśnie. Utwór przepełnia łzawa szarość, towarzysząca wygasaniu miłosnej namiętności. Jestem pod wielkim wrażeniem wymyślnych gier słownych Osieckiej, na przykład użycia w bliskim sąsiedztwie dwóch podobnie brzmiących słów: „prześniło” oraz „przelśniło”. Ponadto rozdzierający smutek uwydatnia opadający motyw, w którego szatę muzyczną został ubrany wers: „ciepła nie ma w nas”. Jeśli chodzi o zaanonsowaną, aktorską interpretację, dystynkcją lśni łagodny głos Krystyny Sienkiewicz, ozdobiony zmysłową chrypką. Wykonawczyni zaśpiewała tu zarówno pierwszą, jak i trzecią zwrotkę. Towarzyszy jej bogata partia orkiestry, a skrzypce pieczołowicie dublują wiodącą melodię. Refreny śpiewa ona z kolei wespół z Piotrem Fronczewskim, obdarzonym niskim, charakterystycznym, sentymentalnie zadumanym głosem. To zresztą do niego należy w całości druga zwrotka. Niestety jednak, zdecydowaną większość słów zagłuszyła tu trąbka, instrumentalnie powielająca melodię aktora. O wiele bardziej szlachetnie i nieco mniej hałaśliwie ów instrument zabrzmiał na końcu, dyskretnym echem przypominając linię melodyczną refrenu, najpierw przy akompaniamencie innych muzyków, a w samym zwieńczeniu dostojnie grając solo.
Utwór, w którym mowa o tym, by żyć pełnią życia, bo w każdej chwili może wydarzyć się nasz koniec, to Śpiewka o pękniętym sercu, skomponowana i wykonana przez mistrza słowiańskiej melodyki – Seweryna Krajewskiego. Co ciekawe, podobną tematykę egzystencji do utraty tchu porusza też inna piosenka – Niech żyje bal, przejmująco śpiewana po dziś dzień przez Marylę Rodowicz. Swoją drogą warto zaznaczyć, że jest ona dziełem tego samego tandemu twórczego Krajewski-Osiecka, zresztą bez wątpienia najwięcej tekstów poetki swymi melodiami ozdobił właśnie rzeczony kompozytor. Wiele swych dzieł wykonał ponadto sam i jeden z takich przykładów stanowi zaanonsowana Śpiewka o pękniętym sercu z płyty Strofki na gitarę, wydanej w 1981 roku. Do głębi porusza mnie tu emocjonalna zaduma, z jaką wokalista zaśpiewał początkowe wersy: „wszystko się może przytrafić i wszystko może być, najgorzej, kiedy w grającej szafie przestaje serce bić”. Dźwięcznemu wokalowi Krajewskiego, nierzadko wytwornie zwielokrotniającemu głoskę „r”, wtórują płaczliwe akordy gitary. Rzewną melodię dodatkowo wzbogacają częste zwolnienia tempa, słyszalne choćby w powtarzanym fragmencie od słów: „żyjmy więc bracia”. Niebywałym kunsztem fascynują też rozległe skoki w ramach linii melodycznej, m.in. przesiąknięta romantyzmem, opadająca seksta, oplata ostatnie powtórzenia słowa „serce”.
Zjawiskowej urody kompozycja Janusza Bogackiego nie dość, że doczekała się dwóch funkcjonujących wymiennie tytułów – Jeżeli jest oraz Jeżeli miłość jest, to w dodatku została nagrana przynajmniej czterokrotnie przez jedną wykonawczynię, śpiewającą aktorkę – Ewę Błaszczyk. Zasygnalizowane wersje różnią się od siebie jedynie czasem trwania oraz niewielkimi zmianami w ramach ekspresji wokalnej. Mają one natomiast mnóstwo punktów wspólnych. Przede wszystkim fortepian prowadzi wartką narrację, podążając za dramaturgią słów i grając majestatyczne, burzliwe akordy. Nieustająco przed frazą: „jeżeli jest możliwa” w partii owego instrumentu pojawia się przystępny, ornamentalny, ckliwy motyw. Utwór osiąga punkt kulminacyjny podczas ociekającej dramatyzmem melodii od słów: „tu kukły ludźmi się bawią”, natomiast gromkie kaskady fortepianowych współbrzmień ulegają wtedy gwałtownemu zagęszczeniu. Z kolei w wersie „i pył zostaje z nas” wiodąca melodia wokalna zaskakuje tzw. chromatyką, czyli nagromadzeniem półtonów (najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami). Kiedy zaś słychać frazę: „na to, że z pyłu pył”, fortepianowa motoryka pulsuje niczym bicie serca, olśniewając porywistymi, miarowo oddzielanymi od siebie dźwiękami, a więc zagranymi tzw. artykulacją staccato. W całej kompozycji głos Ewy Błaszczyk odznacza się niskim tembrem, początkowo brzmi łagodnie, wraz z przebiegiem utworu nasila się jednak dramatyzm, wyeksponowany dzięki szorstkiej, gardłowej chrypce. Szczyt żarliwej interpretacji aktorskiej następuje podczas wspomnianego wyżej chromatycznego fragmentu. Tęskna, ale jednocześnie ognista muzyka niesie na swych skrzydłach głęboki tekst, w którym Agnieszka Osiecka zastanawia się, czy miłość, jeśli w ogóle istnieje, może być antidotum na negatywne sfery ludzkiej egzystencji, takie jak słabość, bieda, podłość, a także niemota serc i dusz. Dla mnie jest to najsilniejsze pragnienie miłości, jakie kiedykolwiek zostało urzeczywistnione w słowach piosenki. Aż trudno zawyrokować, czy więcej w nim bólu, czy jednak nadziei.
Ostatni utwór na mojej liście ma ciekawą historię, gdyż powstał już po śmierci Agnieszki Osieckiej. Jest on częścią niezwykle interesującej płyty, zatytułowanej …Tylko brać. Osiecka znana i nieznana, nagranej przez Stanisława Soykę w 2010 roku. Znalazły się na niej głównie wiersze poetki, które podarowała muzykowi jej córka – Agata Passent. Z połączenia romantycznej duszy Osieckiej i swingującego temperamentu Soyki powstała m.in. piękna piosenka – Jedni piszą wiersze piórem. W tekście roi się od sposobów układania wierszy przez poetów; kreują oni swoje liryki w przypływie weny twórczej, albo bez niej, piórem, lub na maszynie, a dyletanci, którzy piszą lewą nogą, zostali przywołani w opozycji do tworzących z ambicjami. W tym szerokim panteonie osobowości, poetka umiejscawia też samą siebie, tajemniczo twierdząc, że pisze swe wiersze najpierw „różą”, później „kwiatem”, a na końcu dopowiada, iż ten konkretny tekst pisała „łodyżką”. Warstwę muzyczną Soyki zdominowały niezwykle melodyjne dźwięki jego wokalu oraz fortepianowego akompaniamentu, dopiero z czasem dyskretny puls wyznacza sekcja rytmiczna, a pierwiastek delikatności wzmagają dzwoneczkowe flażolety gitary. Akordowy akompaniament klawiszowy stanowią mocne, jazzujące motywy, a w ich rytmicznych ryzach wygodnie mości się przesiąknięta liryzmem linia melodyczna. Jej atrybutem są m.in. płynne prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami, czyli tzw. glissanda. Wokalista pieczołowicie łączy ze sobą dźwięki, śpiewając je legato, dzięki czemu rozlewają się one gładko, wręcz nieprzerwanym strumieniem. Ostatnie słowo każdego refrenu, czyli m.in. wspomniane przed momentem „różą” oraz „kwiatem”, wykonawca oplata precyzyjnym, podniosłym, opadającym skokiem o kwintę.
Piosenki, do których słowa napisała Agnieszka Osiecka, to skarbnica uniwersalnych mądrości, poetyckich złotych myśli, wynurzeń ze szczyptą alienacji oraz dojmującego pragnienia miłości. Doczekały się one niejednokrotnie bogatej oprawy muzycznej, gdzie najczęściej nośna linia melodyczna wytwornie podąża za tekstem, podkreślając jego kluczowe momenty. Bezcenne są także walory wykonawcze, których dostarczają nam zarówno profesjonalni wokaliści, jak i śpiewający aktorzy. Za sprawą ich elektryzujących interpretacji, poetyckie strofy Agnieszki Osieckiej mogą jeszcze głębiej zakorzenić się w sercach i duszach odbiorców. Niezmiernie cieszy mnie również fakt, że te utwory wciąż żyją, dzięki czemu odkrywają je coraz to nowe pokolenia słuchaczy oraz wykonawców.