Utwory

Doznanie tęsknych, słowiańskich melodii, zaśpiewanych anielskim głosem

31 sierpnia 2024
Dziś zapraszam na nostalgiczną podróż w czasie, którą zapewni nam wokalistka polsko-niemiecko-rosyjsko-holenderskiego pochodzenia – Anna German. Jej znakomity warsztat wokalny oraz szerokie spektrum możliwości głosowych elektryzowały tłumy. W niniejszym tekście ochoczo przedstawię Wam pięć najbliższych mi piosenek owej wokalistki. Specjalnie wybrałam jednak nieoczywiste kompozycje, zresztą – przekonacie się sami, jeśli przeczytacie poniższe akapity.

Dyskografia Anny German jest niezwykle różnorodna, od utworów zwiewnych, frywolnych, aż po nobliwie zorkiestrowane, wzniosłe pieśni. Jako miłośniczkę słowiańskich melodii oraz kunsztownych, orkiestrowych aranżacji, zdecydowanie ciągnie mnie do tych drugich. Chronologicznie rozpocznę moją podróż od płyty Człowieczy los z 1970 roku. Zbyt oczywiste wydało mi się jednak omówienie utworu tytułowego, któremu skądinąd przyświeca piękna, uskrzydlająca puenta: „uśmiechaj się, do każdej chwili uśmiechaj”. Pozwolę sobie z niniejszego albumu przywołać dwa inne utwory, oba utrzymane w nastroju balladowym. Z faktograficznego obowiązku wspomnę, że muzykę do obydwu opisanych poniżej piosenek skomponowała sama wokalistka, teksty natomiast są dziełem Aliny Nowak. Pierwsza kompozycja obdarzona jest barwnym tytułem Uroczysko. Rozpoczynają ją śpiewne, symfoniczne pejzaże, należące do sekcji smyczkowej oraz dętej, wsparte dyskretnym, perkusyjnym pulsem. Melancholijne motywy teatralnie i powabnie kołyszą w rytmie walca, a bajkowym nastrojem czaruje harfa, jeszcze przed nadejściem partii wokalnej wysuwająca się na pierwszy plan wespół z obojem. Medytacyjną linię melodyczną wokalu inicjuje zadumany, wykonany z aksamitną delikatnością czasownik „czekałam”. Obdarzonemu klasyczną emisją głosowi German, snującemu liryczną opowieść, towarzyszy początkowo dzwoneczkowa bajeczność harfowych akordów, ale też nieco spłaszczone współbrzmienia instrumentów dętych. Zaraz potem wokalistka z gracją wydłuża i odrobinę zaokrągla samogłoskę „i” w wyrazie „nikła”, kolejną frazę zdobiąc natomiast desperackim wykrzyknieniem: „chciałam Cię jakoś ocalić”. Dopełnia je rozdygotane, oparte na półtonie, czyli najmniejszej odległości pomiędzy dźwiękami, powtórzenie słowa „czekałam”, po czym charakter melodii ulega nagłej zmianie. Od frazy: „lecz miłość przy mnie została”, dominuje pogodna podniosłość, przesiąknięta salwami powtarzanych dźwięków, a pauzy pomiędzy zwięzłymi motywami wokalnymi wypełniają dostojne akordy sekcji dętej i harfy. Znakiem czasów jest też dodatkowe udźwięcznianie głoski „w” podczas niektórych słów, takich jak: „twarz”, czy „swoich”. Relikt tęsknej zadumy rozkwita jednak po chwili od wersu: „stała się świata uroczyskiem”, a słowo „gniazd” spowija wysoki, powoli wybrzmiewający dźwięk. Witalne solo smyczków, powierzone z czasem surowemu, rozklekotanemu obojowi, upiększają marszowe terkoty perkusji. Ostatnie frazy odznaczają się marzycielską łagodnością wokalną.

Piosenkę Deszcz na szybie również cechuje malownicza orkiestracja. Pierwsze, błagalne słowa: „zapomnieć chcę”, wyłaniają się bezpośrednio ze smyczkowego akordu. Tuż po nich słychać kunsztowną, śpiewną wokalizę, w ramach której szczególnym blaskiem lśni skomplikowany wykonawczo, zaśpiewany z nieziemską wręcz precyzją skok o septymę małą. Temu wirtuozowskiemu popisowi wokalnemu, zwieńczonemu wszakże łagodnie, wtórują rozedrgane dźwięki skrzypiec. Nastrój uspokaja się pod wpływem magicznej harfy, która swymi niebiańskimi akordami akompaniuje melodii wokalnej. Incydentalnie występują też gitarowe motywy, a eteryczna, rozmarzona linia melodyczna przybiera na sile dopiero od słów: „w bezkresną dal”, otoczonych pompatycznymi smyczkami. Wtem początkowe wyrazy: „zapomnieć chcę”, rozlegają się ponownie, niczym gorliwe, mantryczne zaklęcie, a wielokrotnym repetycjom pierwszego z wymienionych słów towarzyszą burzliwe kaskady fortepianowych współbrzmień. Kiedy zaś nadchodzi wers: „lecz przyjdzie dzień”, melodię kształtuje szereg symetrycznych motywów, w ramach których wokalistka teatralnie moduluje głosem. Druga zwrotka koi łagodnością, choć akompaniament instrumentalny brzmi gęściej, niż dotychczas, dominują jednak ponownie harfowo-gitarowe pejzaże. Ostatnie wokalne frazy wyraziście dubluje łkająca melodia skrzypiec.

Monumentalna Ballada o niebie i ziemi nie doczekała się oficjalnie wydanej, studyjnej wersji. Jej debiut miał miejsce na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, w 1973 roku, natomiast podczas mojego opisu będę bazować na wykonaniu, zarejestrowanym w jednym z telewizyjnych programów. Podniosłość linii melodycznej, skomponowanej przez Romana Czubatego, objawia się już na przestrzeni początkowych, fortepianowo-smyczkowych dźwięków. Rychło sprzyjają one bujnemu rozkwitowi melodii wokalnej, a uroczysty nastrój generuje choćby kwintowy skok, okalający wyrazy: „do gwiazd”. Tekst Jerzego Ficowskiego to dojmujący lęk przed porzuceniem ziemskiego padołu na rzecz kosmicznych, odrealnionych rozkoszy nieba. Podmiot liryczny obawia się, że szybko może nas znudzić niebiańska idylla i zatęsknimy za ziemską wędrówką, często naznaczoną znojem, ale właśnie dlatego pozbawioną złudzeń. Wspomniane płaszczyzny instrumentalne gdzieniegdzie dopełnia sentymentalny, oczarowujący łagodnością obój. Po czterech pierwszych frazach, marszowo klekoczące uderzenia perkusji kontrastują z oniryczną melodią wokalną. Gdy gąszcz zmian tonacji doprowadza do fragmentu: „a kiedy polecimy tam”, perkusyjny puls, wzbogacony szelestami tamburynu, jeszcze bardziej zagęszcza się, ukazując swą masywność. Tutaj też precyzją urzeka rozedrgany ornament w wyrazie „nam”. Złowrogie, półtonowe piramidy fletu oraz jazzujący fortepian zwiastują zupełnie nową myśl muzyczną. Wokalistka dialoguje w niej z surowymi, odrobinę niedostrojonymi chórkami. Dynamiczny odcinek nie trwa jednak długo, bowiem począwszy od wyrazu „dużo” powraca intymność. Rzeczone słowo zostało finezyjnie wydłużone do granic możliwości głosowych, podbite rozłożystymi akordami harfy, a następnie oplecione szlachetnym, wykwintnym ozdobnikiem. Zaraz potem zwiewna, wokalna ornamentyka upiększa wyraz „nieba”. Wyróżnikiem ostatniej, subtelnie wykonanej zwrotki, są powtarzane słowa: „niegasnący blask”, jakby wbrew swojej świetlistości schodzące melodycznie coraz niżej, w odmęty mroku. Wokalistka zamaszyście prowadzi intrygującą rozmowę z chórkiem, śpiewając słowa: „jedynej ziemi”, skwitowane chóralnym zapewnieniem: „wiernej nam”. Ostatni dźwięk wybrzmiewa przy akompaniamencie nietuzinkowego, jazzowego akordu harfy, ubarwionego klarownym, dzwoneczkowym, miarowo drgającym wibrafonem.

Silna inspiracja muzyką ludową przyświeca nośnej kompozycji Piosenka moja. Mamy tu do czynienia z perfekcyjnym umuzycznieniem wiersza Marii Konopnickiej przez twórcę wpadających w ucho melodii – Janusza Senta. Wstęp instrumentalny składa się z trzech następujących po sobie melodycznych fragmentów. Pierwszy stanowią orientalne, klawiszowo-fletowe ozdobniki, drugi to taneczna melodia oboju, mająca w sobie rzewność kujawiaka, w trzecim z kolei jazzowym sznytem raczą nas niskie, ostre dźwięki sekcji dętej blaszanej. To właśnie one aż do końca piosenki chrapliwie przyciemniają wiodące motywy wokalne. Symetryczną, iście słowiańską melodię Anny German cechuje wykonawcza subtelność. Głos wokalistki zdobi baśniowe rozmarzenie, wynikające z artykułowania poszczególnych słów na uśmiechu. Ludowej symboliki dodaje obecna w tekście zazula, czyli kukułka – ptak, który według prastarych legend jest zwiastunem wiosny. Gdy na końcu każdej zwrotki powoli wybrzmiewa ostatni wyraz, m.in. „bosa”, sekcja smyczkowa, przy wtórze stukotów tamburynu, intonuje zadzierzystego, żarliwego mazura. Podczas wybrzmiewania wieńczącego trzecią zwrotkę słowa „ziemi”, rzeczony taniec ludowy wzbogacają łkające, klawiszowe ornamenty. Natchniony, obojowy kujawiak nastrojowo domyka opisywaną kompozycję. Warto też wspomnieć, że błyskotliwe, żwawe zwrotki nieustannie trzyma w rytmicznych ryzach motoryka perkusyjnych uderzeń.

Trudno pominąć milczeniem przebogatą, rosyjskojęzyczną twórczość Anny German. Miast skupić się jednak na flagowych przebojach, znów sięgnęłam po coś mniej oczywistego, a mianowicie kompozycję – Пожелание счастья. Jej wyróżnikiem jest ognisty romantyzm wirtuozowskich, fortepianowych akordów, przywodzących na myśl rozmach Chopinowskiej muzyki. Wyłącznie one okalają zadumaną linię melodyczną, pełną gracji wysokich rejestrów. Wokalno-fortepianowe pejzaże urzekają rozkołysanym rytmem walca oraz nieuchwytną witalnością malowniczych, pogodnych fraz. W dodatku śpiewność rosyjskiego języka współgra z bajeczną, jaskrawą melodią. W ekspresyjnym zakończeniu pierwszej zwrotki rozkwitają efektowne, hałaśliwe dźwięki fortepianu, zbliżone melodycznie do tych, które spowijały utwór Deszcz na szybie. Z kolei niektóre słowa drugiej i trzeciej zwrotki oplata tzw. parlando, w ramach którego wokalistka porzuciła śpiewane frazy na rzecz pełnej wdzięku recytacji. Ostatnia zwrotka, tak jak pierwsza, oczarowuje czułym liryzmem, jednak jej emocjonalne domknięcie przesiąknięte jest tanecznością, a końcowe, nawiązujące do tytułowych wyrazy, zostały zaśpiewane dobitnie i esencjonalnie, na długo pozostając w pamięci po wybrzmieniu utworu.

Zmarła 42 lata temu Anna German po dziś dzień jest niewątpliwie jedną z najwspanialszych rodzimych wokalistek. Jej anielski, wysoki, czasem nawet quasioperowy głos imponuje szeroką skalą, techniczną sprawnością oraz całą paletą malowniczych kolorów. Szczególnie przenikliwe, czasem rozedrgane, wysokie rejestry pozwalają rozkwitnąć kunsztownym liniom melodycznym, przepełnionym kantylenową słodyczą. Dodatkowego rozmachu nadają im barwne, orkiestrowe aranżacje. Łkające smyczki, baśniowa harfa, burzliwy fortepian oraz dostojne, momentami rodem z muzyki klasycznej, to znów szorstkie i jazzujące instrumenty dęte, jeszcze silniej uwydatniają piękno tych wzruszających pieśni. Oczywiście, że wokal Anny German brzmi czasem archaicznie, gdyż choćby niektórych głosek obecnie się nie udźwięcznia, myślę jednak, że dzięki temu oryginalnemu sposobowi śpiewania możemy przenieść się w czasie do szlachetnej muzyki, której niestety deficyt dostrzegam obecnie. Kiedyś wszak piosenkową twórczość częściej wykonywały prawdziwe, symfoniczne orkiestry, a nieregularność w zakresie tempa, czy dynamiki, kreowała ich autentyczność.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.