Chcąc ostatnio w zaciszu domowym upamiętnić twórczość Zbigniewa Namysłowskiego, który niestety kilkanaście dni temu odszedł do największej, jazzowej orkiestry świata po drugiej stronie lustra, wsłuchałam się uważnie w płytę Niemen Enigmatic. Ze zdwojoną siłą dotarły do mnie wówczas wykonawcze detale, takie jak np. wokaliza w utworze Kwiaty ojczyste. Ową niebiańską melodię zaśpiewały wówczas Alibabki, fascynując jakże precyzyjnymi wielogłosowymi współbrzmieniami wokalnymi. Warto odnotować fakt, iż tego typu wykonawcze harmonie Alibabek słychać nie tylko na płytach innych artystów, lecz także, a może nawet przede wszystkim, stanowią one styl wykonawczy utworów, wyłącznie sygnowanych nazwą zespołu. Dzisiejszym wpisem chciałabym więc Was przekonać, iż była to grupa szalenie oryginalna na polskiej scenie. W tym celu przedstawiam poniżej mój subiektywny wybór pięciu ukochanych piosenek owej żeńskiej formacji.
Na płycie Alibabek, zatytułowanej Kwiat jednej nocy, można znaleźć wiele pięknych piosenek, na czele z wielkim przebojem, który użyczył tytułu albumowi z 1969 roku. Ja jednak wybrałam dwie inne kompozycje. Przejmująca ballada Szary kolor twoich oczu to iście słowiańska melodia Seweryna Krajewskiego i wykwintny tekst Krzysztofa Dzikowskiego. Zostały tu przywołane cztery pory roku wespół z ich podstawowymi atrybutami natury – wiosenna zieleń, letnie korale jarzębiny, opadające jesienne liście oraz zimowy szron. Żwawo mknący cykl przyrody jest tu przedstawiony w opozycji do niezmiennych, szarych oczu osoby bliskiej podmiotowi lirycznemu. Owa szarość może być symbolem obojętności, może oznaczać też np. śmierć owego człowieka (taką interpretację zresztą przed laty zasugerował Kamil Bałuk w serwisie Screenagers). Trudno powiedzieć, cóż rzeczona szarość oznacza, jednakże wszystko prowadzi do rozczulającego wyznania narratorki słów w kulminacji: „najbardziej w świecie kocham szary kolor twoich oczu”. Muzycznie, fletowo-wibrafonowe współbrzmienia we wstępie fascynują aksamitnym liryzmem. Rychło ustępuje on jednak miejsca wyrazistemu pulsowi sekcji rytmicznej oraz spłaszczonym akordom gitary. Wokalnie, nie brakuje tu wielogłosowych współbrzmień, a ich szczególne bogactwo można usłyszeć w łkających wokalizach na samogłosce „u”, będących zwięzłymi pomostami pomiędzy zwrotkami. Od trzeciej zwrotki, głównej partii towarzyszy wokaliza, jakże rzewna oraz organicznie spójna z melodią, słyszalną na froncie. Linia melodyczna czwartej zwrotki natomiast (wbrew obecnym w niej słowom o zimie) brzmi bardzo ciepło i pogodnie.
Drugi utwór z płyty Kwiat jednej nocy, który opiszę, to Witaj rzeko. Ową monumentalną pochwałę Wisły, literacko wykreował Grzegorz Walczak, natomiast muzykę skomponował Mateusz Święcicki. Warto zwrócić tutaj uwagę na motoryczny mrok sekcji rytmicznej, ekspresyjne i patetyczne dźwięki klawiszy, podniosłość sekcji dętej oraz delikatność smyczków. Główna melodia jest bardzo śpiewna, a apogeum jej chwytliwości dostrzegam we fragmencie: „niespokojna rzeko Wisło”. Wielogłosy rozkwitają z kolei najsilniej w krystalicznie czystych wokalizach, jaskrawo rozbłyskujących w wysokim rejestrze. Tekstowo, Wisła jest przedstawiona jako azyl, schronienie, opoka m.in. dla dzielnie walczących żołnierzy, obmywających w wodzie rzeki krwawe rany.
Z kolejnej, pełnometrażowej płyty Alibabek, zatytułowanej Zagrajmy w kości jeszcze raz, również wybrałam dwie piosenki. Pierwsza jest zresztą moim absolutnym faworytem w całej dyskografii grupy. W żadnym innym utworze nie słyszałam jeszcze tak idealnie zestrojonych, egzotycznie jazzujących wielogłosów. Mam na myśli piosenkę Samotna rękawiczka, stanowiącą jeden z bardziej optymistycznych tekstów w twórczości Agnieszki Osieckiej. Autorem muzyki jest natomiast Jerzy Jarosław Dobrzyński, który szerszemu gronu odbiorców dał się poznać jako twórca piosenki Byłaś serca biciem dla Andrzeja Zauchy. Tekst Samotnej rękawiczki mówi, iż lekarstwem na wszelaki splin i smutek jest stan zakochania, a więc poznanie tej upragnionej, właściwej osoby. Wówczas bez trudu można odnaleźć „złote szkiełko, gdzieś na studni dnie”. W niemal każdym słowie dostrzegam tu kunszt pióra Agnieszki Osieckiej, przywołam dla przykładu poetyckie frazy: „nie szumiał pegaz patataj”, albo: „as kierowy się chował”. Muzycznie, słychać gąszcz szlachetnych harmonii, pełnych swingowych ukłonów na ostatnich sylabach krótkich epizodów wokalnych. Występują one np. w pierwszej zwrotce na słowie „tak”. Dla kontrastu, od wyrazów: „jeszcze wczoraj” rozbrzmiewa melancholijna melodia, pełna marszowych rozbłysków klawiszy i perkusji. Zwrócę jeszcze uwagę na perfekcyjną wokalizę w jednej z ostatnich zwrotek, zaśpiewaną tzw. scatem, a więc opartą na pojedynczych sylabach. Ponadto w kulminacji, po kilkakrotnym powtórzeniu słów: „panowie, panie, pa”, zachodzi zjawisko modulacji, dzięki któremu niepostrzeżenie ostatnia zwrotka rozbrzmiewa w wyższej tonacji. Kropką nad i jest jeszcze tylko wieńczący całość akord, pełen matowych dźwięków sekcji dętej i upiększony rzęsistym deszczem perkusyjnych uderzeń.
Druga piosenka z opisywanej płyty jest niezbitym dowodem na to, iż dla Alibabek komponowali najlepsi twórcy. Oto Odkładana miłość, do której muzykę stworzył Jan Ptaszyn Wróblewski, a tekst napisała Maria Czubaszek. Słowa opowiadają o tym, iż byłoby ciekawie składać miłość niczym pieniądze, wytwarzając ją z chwilowych uniesień i zwięzłych flirtów. Jak przystało na jazzowego kompozytora, roi się tu od wyrafinowanych wielogłosów, pełnych szorstkich współbrzmień, w których królują bliskie odległości pomiędzy dźwiękami. W drugiej zwrotce, melodii wokalnej towarzyszą zgrzytliwe ornamenty instrumentów smyczkowych. Gdzieniegdzie również lirycznie swinguje gitara, a skomplikowanej wykonawczo, szlachetnej wokalizie dzielnie towarzyszą burzliwe dźwięki fortepianu.
Ostatni utwór, o którym wspomnę, nie ukazał się na regularnej płycie Alibabek, zasilił jedną z ich pocztówek dźwiękowych z 1977 roku. Mamy tu do czynienia ponownie z kompozycją Jana Ptaszyna Wróblewskiego, tym razem do tekstu Stefana Friedmanna. Niech Was jednak nie zwiedzie banalny tytuł Rosołek. Od strony literackiej autor częstuje nas bowiem pełną grozy opowieścią. Mowa o podstępnej, wyrachowanej babce, która otruła rosołem jednego z dwóch braci. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jakiej owa gawędziarska narracja doczekała się znakomitej oprawy muzycznej. Nie brakuje gwałtownych zmian tonacji, podkreślających dramatyzm historii, a warstwę aranżacyjną upiększają warkoczące dźwięki trąbki z tłumikiem. Niepokój wzmagają także półtony (najmniejsze odległości między dźwiękami), wykreowane w partii instrumentów dętych blaszanych. Budują one napięcie przed słowami: „wtem się wrota otwierają”. Wykonawczo, z lekka nosowo i swingująco zabrzmiała głoska „u” w wyrazie „mu”, a powtórzony na samym końcu wers „nie przychodźcie tu” brzmi jakby żywcem wyjęty z przesiąkniętej mrokiem muzyki średniowiecznej.
Zespół Alibabki to po prostu bogactwo i kunszt wokalnych wielogłosów. Warto wsłuchać się w te hipnotyzujące współbrzmienia, wymagające od wokalistek niebywałej precyzji wykonawczej. Nie należy zapominać, że za teksty i muzykę dla Alibabek odpowiedzialna była cała śmietanka polskiej estrady. Siła poetyckich metafor np. Agnieszki Osieckiej, czy kunszt melodyjności Seweryna Krajewskiego i Jerzego Dobrzyńskiego sprawiają, że warto wracać do tych piosenek. Bardzo bym chciała, by ktoś po lekturze mojego wpisu sięgnął do tej nadzwyczajnie ambitnej, bogatej spuścizny, pragnę bowiem z całej duszy ocalić ją od zapomnienia.