Płyty

Doznanie poetycko-jazzowych krajobrazów dźwiękowych

31 maja 2024
Jako antidotum na rozkrzyczaną, skomercjalizowaną rzeczywistość, rekomenduję Wam płytę utalentowanej wokalistki z nurtu piosenki literackiej – Emilii Pawłowskiej. Ukazała się ona przed trzema laty nakładem wytwórni Soliton, jednak ja odkryłam ją dopiero w tym roku. Nosi tytuł Niebo nad jeziorem i składa się z jedenastu kompetentnie zaaranżowanych piosenek, trudnych do zaszufladkowania w jednej muzycznej stylistyce. Natchnionemu głosowi wokalistki towarzyszą miękkie pejzaże akustycznych instrumentów.

Warstwa tekstowa płyty Niebo nad jeziorem to twórczy owoc dwóch poetek – Anny SzucyAliny Rzepeckiej. Ich nastrojowe wiersze oprócz samej bohaterki mojego wpisu – Emilii Pawłowskiej, ubarwił kompozytorsko znakomity klawiszowiec, jak również producent recenzowanego wydawnictwa – Adam Lemańczyk. Głos solistki urzeka intymnością, szlachetnością malowniczych, płynnych fraz i eterycznym ciepłem. Całość spektakularnie rozpoczyna zjawiskowej urody kompozycja, która od pierwszego przesłuchania zachwyciła mnie swym kunsztem, zatytułowana Wybrałam. Melodyjny refren, zainicjowany wersem: „chwila chwili nierówna”, przepełnia melancholijna śpiewność wespół z folkowym sznytem, słyszalnym choćby w szlachetnym ornamencie na słowie „zielonym”. Niewątpliwie wyobraźnię poruszają też metaforyczne opisy, takie jak: „grają świerszcze pacierze”. Muzycznie na pierwszy plan wysuwają się dyskretne stukoty perkusjonaliów oraz metaliczne dźwięki gitary akustycznej. Matowe zapowietrzenie to atrybuty przesiąkniętych ostrością motywów trąbki, a malownicza melodia zwrotek snuje się subtelnie, oczarowując przystępnością. Emilia Pawłowska imponuje nienaganną dykcją, choć podwojenie głoski „w” podczas złożenia wyrazów: „w wieczności”, odrobinę się rozmazuje, zatracając swoją czytelność. Ileż malowniczego wdzięku jest z kolei w klawiszowych interludiach, domykających ostatnie frazy partii wokalnej drugiej zwrotki. Utwór pod tytułem W potrzasku wyróżnia ekspresja uporczywego rytmu oraz klawiszowa wielowarstwowość. Jaskrawe, stricte fortepianowe dźwięki rozbrzmiewają w kontraście do rozedrganych, katarynkowych płaszczyzn. Anielski głos wokalistki swą melodyjnością najbardziej urzeka mnie we frazie: „twoje słowa potrzaski”, umuzycznionej na dwa różne, przesiąknięte dostojną nośnością sposoby. Budulcem przystępnej kompozycji U progu dnia jest nostalgiczny, lekko jazzujący, niezwykle charakterystyczny motyw fortepianu. Na jego tle perkusja zdaje się prowadzić odrębną, przepełnioną motoryką narrację. W zwrotkach Emilii Pawłowskiej towarzyszą recytacje chórku, oparte na zmysłowym szepcie. Refren, otoczony pogodną melodią, to z kolei wyraz miłości autorki do natury. Gdy wokalistka z uczuciem, bezpretensjonalnie śpiewa, że chce: „głos błękitu usłyszeć”, po prostu jej wierzę. Szczyptę dynamicznego folku zapewnia utwór Daję i biorę. Wykonawczyni zaprezentowała tu konglomerat różnorodnych emocji i na tyle daję się ponieść ekspresji linii melodycznej, że niemal nie zauważam braku rymu na kończących wersy słowach: „dasz” i „kosz”. Począwszy od repetowanego wyrazu „słuchaj”, warstwa muzyczna ulega zmianie, brzmiąc jeszcze gęściej i bardziej hałaśliwie, niż dotychczas, a rytmiczne powtarzanie czasowników na początku fraz sprawia, że utwór ma w sobie jeszcze więcej ruchliwości. Kontrapunktem względem marzycielskiego wokalu są kostropate, jednak niepozbawione perlistości motywy trąbki w wysokim rejestrze.

Kompozycja Rankiem stanowi bodaj najbardziej przebojowy utwór na recenzowanej płycie. Skrzy się on wyrazistymi harmoniami wokalnymi, a powtarzane okrzyki na słowach: „nie próbuj mnie zatrzymać”, upiększa dyskretne, quasiludowe skandowanie poszczególnych wyrazów. Przenikliwy, nieco nosowy sposób śpiewania wokalistki przywodzi mi ponadto na myśl estetykę musicalową. Pod względem literackim zwróciłam baczną uwagę na wielowymiarowy wers: „zdobię nowy dzień talizmanem wczorajszej łzy”. Zmysłowość i trudną do wyrażenia słowami bliskość partii wokalnej zauważam w utworze Budzisz mnie. Tę spowitą aksamitnymi, perkusyjnymi szmerami balladę miłosną, kształtuje delikatność fortepianowych dźwięków, gdzieniegdzie podbitych finezyjnymi motywami gitary akustycznej, odgrywającej pierwszoplanową rolę podczas nastrojowych, niespiesznych przerywników instrumentalnych. Wtem, za sprawą kolejnej piosenki, zatytułowanej Zniewolona, niespodziewanie lądujemy w szorstkiej krainie miarowo warkoczących, klawiszowych przesterów. Z chłodną aurą akompaniamentu kontrastuje delikatna, przesiąknięta barwnymi ozdobnikami melodia wokalna, często tonąca w gąszczu zmieniających się akordów. Krótkie frazy, wielokrotnie złożone z zaprzeczeń: „nie zdołam”, „nie umiem”, dopełniają mocne, perkusyjno-klawiszowe uderzenia. Ujmują też niekonwencjonalne zabawy słowem, choćby transakcentacja w wyrazie „czekanie”. Po drugim refrenie efektownością olśniewa krótkie solo klawiszy, pełne falująco zgrzytliwych wysokich rejestrów. Piosenka urywa się gwałtownie w najmniej oczekiwanym momencie. Jako urodzoną sentymentalistkę rozczula mnie tekst utworu Po spotkaniu, pragnący zapisać w pamięci ślady minionej, najprawdopodobniej cennej i uroczystej, ulotnej chwili. Melodię ozdabiają w dużej mierze suche, perkusyjne stukoty. Refren od wersu: „zwykle człowiek rozrzucony jest w przestrzeni”, zachwyca śpiewnością oraz jaskrawym kolorytem chórków, wyraziście dialogujących z głównym wokalem. Gęstwina bajkowego pogłosu okala choćby wyrazy: „inną porą”, występujące w drugiej zwrotce. Przed następną zwrotką natomiast klawisze wespół z trąbką dają kunsztowny popis jazzowej improwizacji. Kolejny wokalny epizod przypieczętowuje wyraziste glissando (prześlizgnięcie pomiędzy dźwiękami) w wyrazie „słów”. Jazzowe pejzaże instrumentalne dostojnie wieńczą opisywaną kompozycję. Epilog recenzowanego albumu ma w sobie oniryczność oraz niegasnący pierwiastek wolności. Nic dziwnego, wszak nosi tytuł Lot motyla. Kształtują go natchnione współbrzmienia fortepianu, z których wyłania się śpiewna, przesiąknięta pogodnym charakterem, ale też mrokiem, linia melodyczna. Szczególnie w zwieńczeniach fraz dają o sobie znać tajemnicze, niskie rejestry, podkreślone metalicznością dźwięków gitary akustycznej. Urzeka mnie tu porównanie życia podmiotu lirycznego do podatnego na zmiany motyla. Jakby w kontraście, uczucie stałości generuje repetowanie frazy: „żyję za krótko”. Niebywale wzrusza również łagodnie wykonana puenta: „motyle nic poza wolnością nie mają do stracenia”, ubrana w przestrzenną, strojną szatę łagodnych, klawiszowych akordów.

Album Niebo nad jeziorem Emilii Pawłowskiej stanowi zbiór melodyjnych, najczęściej nostalgicznych piosenek, w których pobrzmiewają echa różnorodnych inspiracji. Upiększa je cała paleta jazzowych pejzaży instrumentalnych, gdyż delikatne, klawiszowe dźwięki łączą się z chrapliwymi motywami sekcji dętej, metalicznymi współbrzmieniami gitary akustycznej, a także wyrazistym pulsem perkusji wespół z basem. Intymny głos wokalistki rozczula ciepłą, przyjemną dla ucha barwą, a także natchnionym liryzmem, dzięki którym niebanalne teksty, będące apoteozą miłości, pochwałą otaczającej nas przyrody i afirmacją życia, silnie zakorzeniają się w świadomości odbiorców. Jeśli lubicie muzykę kontemplacyjną, pozbawioną nienaturalnych, technologicznych uwspółcześnień, sięgnijcie po tę anielską płytę, pełną prawdy, tęsknoty i rozmarzonego uroku, nieskażonych jakimkolwiek zmanierowaniem.

 

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.