Płyty

Doznanie plemiennego rytmu reggae wśród uniwersalnych złotych myśli

25 kwietnia 2025
Jedną z najpiękniejszych tegorocznych płyt jest moim zdaniem album Zion Vibez, wydany w kwietniu przez niezwykle ważnego dla mnie twórcę – Darka Malejonka. Walka ze złowrogim Babilonem, wielowymiarowa wędrówka na Syjon – powyższe (charakterystyczne dla muzyki reggae) symbole zyskały oryginalną i przystępną oprawę muzyczną, pełną wyrazistego pulsu, śpiewnych melodii, wykonanych żarliwie i skąpanych w masywnej lawinie pogłosu.

Warto zwrócić uwagę, że wszystkie instrumenty zostały nagrane przez Darka „Maleo” Malejonka samodzielnie, zatem de facto jest to jego solowy projekt. Podczas koncertów towarzyszy mu natomiast zespół Maleo Reggae Rockers, wytwarzający natchnioną aurę brzmieniową. Całe wydawnictwo zawiera 10 wpadających w ucho piosenek, które od pierwszego przesłuchania ujęły mnie melodyjnością oraz mądrym, przesiąkniętym nadzieją przesłaniem. To swoista kwintesencja jedności ciała i ducha, poszukiwanie światła oraz wędrówka ku wieczności. Album Zion Vibez rozpoczyna kompozycja o promienistym tytule Blask. Ornamentalną wokalizę oplata majestatyczny, perkusyjny puls, będący podstawą całej piosenki. Błyskawicznie wyłania się z niej melancholijna linia melodyczna, pełna bliskich odległości pomiędzy dźwiękami. W pierwszej zwrotce zwielokrotniony głos wokalisty bajecznie i wytwornie faluje, tworząc malowniczą przestrzeń. Moją uwagę przykuwają poruszające wersy: „walczę o każdy promień słońca, to bitwa o serce do końca”. Wzmacniają je dostojne płaszczyzny klawiszy, wzorcowo imitujące instrumenty dęte. W refrenie wznoszący motyw rozjaśnia choćby wyrazy: „to ten blask”, natomiast słowo „serca” spowija tęskny, opadający, tercjowy skok. Pierwszy refren i kolejną zwrotkę oddzielają zamglone wokalizy, wsparte dynamicznymi melodiami klawiszy. Gdy dajemy się ponieść żarliwym prośbom od słów: „Boże, oddal ode mnie te mgły i chmury”, twórca koloruje je jaskrawymi, rozłożonymi akordami gitary. Chwilę później powraca wyrazisty puls, a zadziorna transakcentacja podkreśla słowo „błękit”. Trudno się też oprzeć filozoficznej złotej myśli: „jestem synem ziemi, jestem synem nieba, urodzonym, by niczego się nie bać”. Piosenkę domykają łagodne powtórzenia początkowej, ozdobnej wokalizy, jak również liryczne, wyważone solo gitary. Kolejny, szczególnie bliski mi utwór nosi wymowny tytuł Set Us Free. Wpierw zamglone, wokalne wersy przypieczętowują zwięzłe, gitarowe pejzaże. Nie brakuje też klaksonowych współbrzmień sekcji dętej oraz pełnych galanterii trzepotów perkusji. Zapadający w pamięć, melodyjny refren zachwyca mnie salwami repetowanych dźwięków, słyszalnych choćby w wersie: „Jah Jah children must be free”. Z kolei wyrazy: „you’ll see” okala tęskna melancholia nobliwie opadającego, kwartowego skoku. Stały puls odmierza perkusyjna motoryka, a gromkie okrzyki dynamicznie rozlegają się na pograniczu fraz. Często w partii wokalnej występują długie, przenikliwe, precyzyjnie wykonane dźwięki, m.in. na słowie „resist”. Wszechobecną śpiewność determinują ponadto glissanda (płynne prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami), kontrastujące z groźnym, finalnym rykiem lwa, wyraziście stemplującym całość. Piosenkę Teraz i na zawsze nabudowuje przebojowy refren, urzekający filozoficzną puentą: „ja wiem, że miłość jest mocniejsza niż śmierć”. Owe krzepiące słowa z gracją wieńczy hymniczny, kwintowy skok w partii wokalnej. Bacznie śledzę też nagłe, tubalne wystrzały perkusji oraz celowo postrzępione motywy gitary. Zwielokrotniony wokal oczarowuje spiętrzeniem kunsztownych, chóralnych współbrzmień, a kulminacyjne repetycje wyrazu „wiem” dopełnia gęstwina baśniowego echa. Kompozycję Rising inicjują tęskne, na wskroś słowiańskie dźwięki, zagrane na melodice, wsparte figlarnym kląskaniem perkusjonaliów. Na przestrzeni tego zwięzłego, aczkolwiek treściwego fragmentu wspaniale prezentują się cztery pierwsze dźwięki w kierunku wznoszącym, nieco później dyskretnie zdublowane przez gitarę. Wiodącą partię wokalną kształtują niespiesznie meandrujące frazy, uzupełniane podniosłymi chórami. Darek Malejonek symetrycznymi motywami raczy nas jedynie w refrenie. Wówczas objawiają się chóralne powtórzenia tytułowego wyrazu, niejednokrotnie domknięte opadającym, witalnym skokiem o tercję wielką. Swingujący sznyt cechuje natomiast obecne w drugiej zwrotce, nasycone emocjonalnym żarem słowa: „people get ready”. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałam bardziej liryczne oblicze głosu „Maleo” niż w utworze Moc nieba. Odrealniony czar zawiesistego pogłosu otacza wokalne wersy, jednocześnie przywołując rajski nastrój. Z prostego riddimu (obecnego praktycznie w każdym utworze reggae schematu akordowego) niejednokrotnie wypływają finezyjnie bluesowe motywy gitary oraz rozklekotane dzwoneczki perkusjonaliów. Ochoczo wyławiam też wzruszające wyznanie, zakończone zadumaną, półtonową odległością: „moje życie oddam za Ciebie”.

Kompozycja Apokalipsa stanowi perfekcyjne umuzycznienie wiersza zmarłego przed czterema laty wspaniałego, jarocińskiego poety – Jerzego Łukasza Kaczmarka. Inicjuje ją uroczyste i klarowne grzechotanie perkusji. Wokalny mrok niskich dźwięków pozwala dobitnie wybrzmieć na przykład początkowym wersom ciężkiego kalibru: „jesteśmy jak dym, jak wiatr, co wpada przez uchylone drzwi na chwilę”. Posępne zgrzyty uskutecznia melodica, której wtórują spiętrzone i celowo spłaszczone gitarowe motywy. Majestatyczna partia wokalna kilkakrotnie olśniewa szerokim spektrum szlachetnych, naszpikowanych egzotyką ornamentów. Jedynie czasami linia melodyczna dąży ku wyższym rejestrom, częstując nas szczyptą światła, symbolizującego wieczność, zgrabnie ukrytą w słownych metaforach. Motoryka nośnego pulsu oraz wyrazisty refren kształtują przebojową piosenkę Nowy plan. Zamglone dźwięki głównej melodii nierzadko domykają etniczne wokalizy, a godne zapamiętania przesłanie skłania do refleksji: „przebaczenie to dar, który dajesz sobie sam”. Marzycielski, tercjowy skok spowija natomiast wyrazy: „od lat”. Blask tych katarktycznych słów dodatkowo rozświetlają postrzępione, gitarowe akordy, do których jedynie przez chwilę dołącza lirycznie tęskna melodica. Od początku do końca to tytuł kolejnego utworu, hipnotyzującego ogromną siłą przekazu. Trudno wszak oprzeć się gorączkowym zapewnieniom: „twoje życie jest święte, twoje życie ma sens”. Dźwiękowa jaskrawość jest tutaj dziełem katarynkowych współbrzmień klawiszy w wysokim rejestrze. Z kolei eteryczny, anielski, kobiecy głos należy do niezwykle utalentowanej córki wokalisty – Kasi Malejonek. Końcowe powtórzenie refrenu ma w sobie szczególną moc, gdyż dobitność pokrzepiających wersów wysuwa się na pierwszy plan, a wokalnym chórom dzielnie towarzyszą perkusyjne szmery, z czasem ustępujące miejsca ostrym, gitarowym akordom. Wspomniałam na początku mojej recenzji, że warstwa słowna muzyki reggae skrywa czytelne, zakorzenione w swym jestestwie znaki rozpoznawcze. Na niniejszej płycie Babilon i Syjon zostały uhonorowane w dwóch ostatnich pieśniach. Pierwsza nosi tytuł Babilon a Burn. Melodia wokalna składa się z nostalgicznych, sekundowo-tercjowych odległości, których melodyjny urok twórca podkreślił rozlewnością śpiewnego legata. Bajkowy nastrój zawdzięczamy także długim, klawiszowym współbrzmieniom, a melodica w pewnej chwili rozgrzewa do czerwoności żarliwą solówką. Palące pragnienie wolności odzwierciedlają powtórzenia wyrazu „freedom”, natomiast końcowe kaskady perkusyjnych uderzeń dynamicznie finalizują opisywaną piosenkę, burzliwie wyrywając się ze ścisłych ram stałej pulsacji.

Epilogowi całego wydawnictwa, zatytułowanemu poliglotycznie w trzech językach – Syjon Zion Sayuni, chciałabym poświęcić osobny akapit, ponieważ ów utwór od pierwszego przesłuchania olśnił mnie swym pięknem. Jego wyróżnik niewątpliwie stanowi rozbudowana forma. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że zaanonsowana kompozycja powstała wiele lat temu, a „Maleo” wykonywał ją jeszcze z zespołem Kultura. Takim archiwalnym nagraniem dysponował Janusz Chmurski, wspaniale ocalający od zapomnienia choćby spuścizny Roberta Brylewskiego, czy Sławka Gołaszewskiego. Przesłał on je Darkowi Malejonkowi, który zapragnął tę wspaniałą afirmację Syjonu zarejestrować na nowo. Sam początek utworu cechuje przestrzenna intymność subtelnych, gitarowych dźwięków, wspartych tajemniczymi pohukiwaniami. Wyłania się z nich śpiewna linia melodyczna, natychmiast dająca rozkwitnąć emocjonalnej, zaśpiewanej lirycznie deklaracji: „ja muszę iść na Syjon, na drodze mej”. Barwnym uzupełnieniem tych słów są zamglone repetycje tytułowego wyrazu, rozbrzmiewające w baśniowym, chóralnym anturażu. Gdy w pełnej krasie dochodzi do głosu wyrazisty puls perkusji, ekspresja wokalna ulega zagęszczeniu. Mnóstwo błagalnego żaru dostrzegam m.in. we frazie: „nie próbuj nigdy zatrzymywać mnie”. Tuż po tęsknej, ozdobnej wokalizie charakter kompozycji ulega zmianie, bowiem wielowarstwowe motywy instrumentów dętych rozpoczynają zupełnie nowy, anglojęzyczny fragment. Wokalista (nierzadko przy wtórze urywanych, nasyconych mrokiem płaszczyzn basu) wykonuje piramidy powtarzanych dźwięków, zawadiacko oddzielając niektóre słowa od siebie, na przykład: „go my way”. Bezpośrednio z witalnych wykrzykiwań wszechobecnego wyrazu „Zion”, wypływa najbardziej orientalny epizod utworu. Prym wiedzie tu kunsztowny, kobiecy głos, nabyty przez twórcę z sążnistego katalogu rdzennych, afrykańskich sampli. Rzeczony wokal częstuje nas etnicznymi zaśpiewami w języku suahili. Wówczas tytułowe słowo często spowija strojna szata wznoszącego, rozłożonego akordu, jak również galanteria zwiewnych ornamentów. Ponadto daje o sobie znać zawiesista przestrzeń gęstego pogłosu, spiętrzającego perkusyjne stukoty oraz dźwięki instrumentów dętych. Efektowne solo anielskich dzwoneczków zapowiada następny odcinek, którego melodia jest taka sama jak na początku, jednak tym razem Darek Malejonek lirycznie śpiewa ją po angielsku. Chwilę później powraca ekspresyjna, środkowa część, pełna rycerskich, chropowatych współbrzmień instrumentów dętych. Subtelny, końcowy fragment (po raz drugi zaśpiewany kobiecym głosem w języku suahili) urzeka zmianą oprawy muzycznej. Linia melodyczna oczarowuje pogodnym charakterem i krystalicznie czystą jaskrawością wysokich rejestrów.

Album Zion Vibez Darka „Maleo” Malejonka stanowi dla mnie oczyszczającą podróż ku idyllicznej, rajskiej krainie. Transowa, plemienna pulsacja reggae, śpiewne, przebojowe melodie, mądre, uniwersalne teksty, to wszystko spaja charyzmatyczny głos wokalisty. Czasem brzmi on mgliście, zwielokrotniony szlachetnymi, warstwowymi chórami, momentami zaś ekspresyjnie, a poszczególne frazy wokalista efektownie upiększa iście swingującym temperamentem. Wykreowane przez niego wszystkie partie instrumentalne wyróżnia bluesowa malowniczość, ale i zadziorność. Nieodłącznym komponentem brzmieniowym jest również pogłos, którego tajemniczy, przestrzenny gąszcz wytwornie zapętla zwięzłe drobinki wokalno-instrumentalnych pejzaży. Ów wspaniały album traktuję jako perfekcyjne antidotum na szarą, często rozkrzyczaną rzeczywistość, to haust świeżego powietrza i ciepły promyk światła, chociaż na chwilę rozpraszający przytłaczającą nas zewsząd ciemność.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.