Utwory

Doznanie pastoralnych melodii w otoczeniu wykwintnych połączeń akordowych

1 września 2023
Przez ostatnie miesiące wszystkimi zmysłami chłonę muzykę, którą tworzy niezwykle utalentowany, charyzmatyczny wokalista i multiinstrumentalista – Gerard Nowak. Znany jest on ze współpracy z zespołem Armia, jak również udziału w solowym projekcie Tomasza Budzyńskiego, natomiast jego macierzysta formacja to The Soundrops. Muzykę grupy stylistycznie można sklasyfikować jako rock pastoralny. Urzeczona pięknymi melodiami tych piosenek oraz wyrafinowaniem zawartych w nich harmonii wokalnych, przedstawię Wam dziś pięć moich najukochańszych kompozycji The Soundrops.

Warto jeszcze na wstępie uporządkować kwestie faktograficzne. Przez lata złoty skład formacji The Soundrops oprócz Gerarda Nowaka tworzyli – utalentowany wokalista i gitarzysta – Paweł Kuźmiak oraz obdarzona jasnym, eterycznym głosem Magdalena Geming, prywatnie siostra głównego kompozytora i autora tekstów zespołu. Jeśli chodzi jednak o opublikowane w ostatnim czasie, obecnie uznawane za bazowe, wersje piosenek, które dziś omówię, za wszystkie partie wokalne oraz instrumentalne odpowiedzialny jest w nich Gerard Nowak. Moją podróż rozpocznę od absolutnie wyjątkowego utworu, który w przestrzeni bardziej otwartej na wykwintne dźwięki, niźli nasz kraj, z pewnością zapisałby się złotymi zgłoskami na kartach historii muzyki popularnej. Mam na myśli melancholijną balladę Calm Narrow Street, która doczekała się już kilku wersji. Pierwszą z dostępnych zarejestrował inny zespół Gerarda Nowaka – Round Triangle. Początkową, chwytającą za serce gitarową melodię dźwięcznie i klarownie zagrał wówczas Paweł Kuźmiak. Z kolei w jednym z pierwszych wersów pojawia się wyraz „between”, podczas późniejszego wykonania The Soundrops zastąpiony (w mojej opinii brzmieniowo ciekawszym i bardziej poetyckim) słowem „among”. Chwilami słychać też na pierwszym planie perliste dźwięki fortepianu, zwiewnie i finezyjnie wykreowane przez Gerarda Nowaka. Lekką pastiszowością urzeka końcówka, gdy wokalista teatralnie bawi się ostatnim wyrazem „heaven”, śpiewając go coraz niżej. Powróćmy jednak do kanonicznej interpretacji, sygnowanej nazwą The Soundrops i zarejestrowanej kilka miesięcy temu. Trudna do wyrażenia słowami, wręcz absolutna magia wydarzyła się w tych dźwiękach, barwnie ukazujących krajobraz tytułowej, spokojnej i wąskiej uliczki. Właściwie to opis czegoś więcej – miłosnych uniesień, zaklętych w muzyce. Nie chcę zanudzać Was detaliczną wiwisekcją owych słów, ale należy zaznaczyć, że ich adresatką jest pewna urocza dziewczyna, zamieszkująca jeden z domów na rzeczonej ulicy. Kiedy narrator widzi jej pogodną twarz, obróconą ku słońcu, intensywnie marzy, by choć jeden promienny uśmiech podarowała tylko jemu. Calm Narrow Street przemawia do mnie jednak nie tylko ciepłem, bijącym z poetyckich fraz tekstu, lecz także mnóstwem muzycznych detali. Dwie gitarowe warstwy efektownie przenikają się wzajemnie. Szczególnie pierwsza, przepełniona tęsknym liryzmem dialoguje z głównym wokalem, stanowiąc jednocześnie barwne podłoże do jego rozkwitu. Krystalicznie czysty strumień śpiewnych motywów przerywają czasami teatralne ukłony, towarzyszące malowniczemu wybrzmiewaniu długich dźwięków. Mają one miejsce podczas świetlistych przysłówków: „endlessly” i „silently”. Dodatkowo wzbogacają je przesiąknięte metaliczną ekspresją, rozłożone akordy gitary. Przez cały utwór, ale szczególnie tuż przed bodaj najcudowniejszym zwrotem melodycznym od wersu: „dear lovely girl”, słychać elektryzującą zabawę tzw. trybami akordów. Najpierw bowiem objawia się jasny, pogodny akord, który w terminologii muzycznej określany jest mianem durowego, a dosłownie chwilę później kontrastuje z nim akord na wskroś melancholijny, zdecydowanie ciemniejszy, tzw. mollowy. Głos Gerarda Nowaka koi delikatnością, momentami podszytą mrokiem niskich rejestrów. Zaanonsowane dolne dźwięki wysuwają się na pierwszy plan w domykającej całość, nomen omen niebiańskiej frazie: „prelude of heaven”. Dodam jeszcze, że wszechobecną jasność melodyczną chwilami tłumią mroczne półtony, a więc najmniejsze odległości pomiędzy dźwiękami, słyszalne w partii wokalnej, ale też w gitarowych pejzażach – podczas wybrzmiewania wiodącej melodii zasygnalizowanego instrumentu oraz incydentalnie, na przykład po słowie „dear”.

W tym, żeby mój kolejny opis był nieco bardziej lapidarny pomoże mi długość skondensowanej miniaturki, zatytułowanej Requited. Utwór ten nie trwa bowiem nawet dwóch minut, choć swą słowno-muzyczną dojrzałością mógłby obdzielić multum kompozycji. Duchowy wydźwięk owego tekstu jest bezdyskusyjny. Nie chciałabym w żaden sposób łopatologicznym tłumaczeniem skaleczyć zdobiących go prawd. Czyż mogę jednak nie zasygnalizować chwytającego za serce, wzniosłego przesłania? Głosi wszak ono, że każda miłość jest odwzajemniona przez Boga i kiedyś z pewnością nadejdzie dzień, gdy wynagrodzony nam będzie ból, poniesiony w ziemskim wymiarze. Szata muzyczna, w jaką owe świetliste słowa zostały ubrane, eufemistycznie rzecz ujmując, do pogodnych nie należy. Współistnieją tu dwie partie gitary – akustycznej i elektrycznej. Ta druga ujmuje ostrością zmysłowego warkotu, wyraźnie słyszalnego przed ostatnią zwrotką. Gdy obie wspomniane melodie rozbrzmiewają razem, często układają się w diaboliczną odległość pomiędzy dźwiękami, czyli tryton. Łagodność gitary akustycznej stale towarzyszy wokalowi, natomiast rolą gitary elektrycznej są efektowne interludia, a więc przerywniki pomiędzy zwrotkami. Zaśpiewana jakże łagodnie, wiodąca linia melodyczna niepozbawiona jest dostojności, o czym świadczą uroczyste kwarty, oplatające na przykład dwie ostatnie sylaby wyrazu „unrequited” w pierwszej zwrotce. Wyznacznik klarownej śpiewności stanowią z kolei rozłożone akordy, kreujące błyskotliwe motywy choćby na słowach: „for your heart”. Warto również zauważyć, że melodia Gerarda Nowaka urzeka płynnością wytwornego legata, a w ostatniej zwrotce kunsztownym środkiem wyrazu są harmonie wokalne, w ramach których motoryczny puls generują uporczywie powtarzane dźwięki. Wtedy też daje o sobie znać eteryczna, klawiszowa partia, imitująca smyczki i brzmiąca niezwykle malowniczo.

Pastoralna muzyka The Soundrops stanowi antidotum na wszelakie smutki. Dowodem na potwierdzenie mojej tezy niechaj będzie jedna z najradośniejszych melodycznie piosenek w dorobku zespołu – The Seat of Seeing. Jej tekst jest silnie inspirowany Tolkienowskim Władcą pierścieni i przedstawia obserwowanie z lotu ptaka otaczającego świata. Dzięki tak szerokiej perspektywie można głębiej dostrzec wszelkiej maści przemiany oraz ścierające się tendencje. Jako że jestem znana ze zwracania uwagi na nieoczywiste aspekty, przywołam początkowy, czterodźwiękowy motyw wokalny, który od pierwszego przesłuchania niezwykle mnie poruszył. Stanowi on przebojowy korpus każdej ze zwrotek. Po raz pierwszy występuje na słowach: „kingdoms fading” i złożony jest najpierw z podniosłej kwarty, a następnie krystalicznie czystej tercji. Co ciekawe, w kolejnym wersie: „seasons turning” mamy do czynienia z takim samym motywem, ale od niższego dźwięku. Jest to jeden z najbliższych mi patentów kompozytorskich, czyli tzw. zjawisko progresji, decydujące o niebywałej przystępności melodii. Pragnę też zwrócić uwagę na ogromną dbałość i precyzję, z jaką Gerard Nowak wymawia wszystkie anglojęzyczne wyrazy. Nie powinno to jednak dziwić, bo jest on z wykształcenia anglistą, zatem trudne zbitki spółgłoskowe oraz dla wielu osób kłopotliwe końcówki czasowników, ani trochę wokaliście niestraszne. Refren ujmuje baśniowością rozmarzonej melodii, którą kształtują długie, wybrzmiewające z dystynkcją dźwięki. Najbardziej podnoszący na duchu fragment rozkwita podczas niespodziewanego zwrotu akcji, czyli zaśpiewanej dynamiczniej niż dotychczas, zupełnie nowej myśli muzycznej od słów: „i will be told for sure”. Choć sielankowy nastrój recenzowanej piosenki wzorcowo kreują słyszalne gdzieniegdzie motywy fletu i trzepoczące dzwoneczki perkusjonaliów, do głosu dochodzi głównie ekspresja oraz żwawa rytmika metalicznych akordów gitary akustycznej. Zwłaszcza na przestrzeni ostatniej zwrotki dają o sobie znać gęste, wielopłaszczyznowe harmonie wokalne. W zakończeniu ostra melodia gitary elektrycznej przeszywa swą przenikliwą szorstkością, ale muszę przyznać, że akurat moje uszy łapczywie łowią ostatnie motywy, w których króluje łagodność, bo to delikatnym, dosłownie dwóm dźwiękom gitary akustycznej wespół z tamburynem zostało powierzone definitywne, ledwie słyszalne w jednym kanale zwieńczenie utworu.

Najbardziej krzepiącym dziełem w katalogu The Soundrops jest w mojej opinii Keep The Hope – piosenka, która swą żarliwością wykonawczą oraz przekazem namawia, by pomimo wszystko kurczowo chwytać się nadziei, gdyż po zimie zawsze nadejdzie wiosna – taka kolej rzeczy. Entuzjazm, żarliwie płynący z muzyki i tekstu, zawsze napawa mnie niepohamowanym optymizmem. Afirmacja życia objawia się już w początkowych okrzykach wokalnych. Jeśli chodzi o zwrotki, przepełnia je gąszcz odkrywczych akordów, na których tle rozbłyskuje melodia, złożona głównie z uporczywie repetowanych dźwięków. Nie brakuje też wielogłosowych współbrzmień, idealnie zestrojonych i upiększających całą piosenkę swą nieopisaną głębią. Głos wokalisty fascynuje kontrastami rejestrów, a świetliste falsety oplatają m.in. słowa: „very end”. Refren obfituje w hałaśliwe wykrzyknienia tytułowego szlagwortu, natomiast szczyptę frywolności wzmaga zabawna rytmizacja opadającego motywu, którym przystrojone jest ostatnie słowo „hope”. Drugą zwrotkę perfekcyjnie domyka uniwersalna puenta, iż najlepsze dopiero przed nami: „the best is yet to come”. Ostatnia zwrotka również skrzy się od wokalnych współbrzmień, choć wyrazowo najwięcej w niej delikatności. Łagodny nastrój kontynuuje eteryczne dopowiedzenie na samym końcu piosenki: „and expect the best”. Witalność akompaniamentu instrumentalnego to przede wszystkim zasługa dźwięków gitary akustycznej, podbarwionych gdzieniegdzie na przykład terkotami tamburynu. W samym zwieńczeniu na pierwszym planie słychać z kolei mroczne, lekko szmerowe płaszczyzny elektroniczne.

Niekwestionowanym atrybutem ostatniego utworu na mojej liście, zatytułowanego May I? jest zjawiskowej urody melodia. Bezcenny środek wyrazu stanowi tu jednak kontrastowość, gdyż jaskrawe dźwięki linii melodycznej, choćby w instrumentalnej introdukcji, przyciemniają akordy z sąsiednich tonacji. Pełen intymnej melancholii głos Gerarda Nowaka ujmuje malowniczymi pejzażami i kunsztem zwiewnych ornamentów, choćby w wyrazie „place” i domykającym całość „show”. Przyznam, że zawsze ochoczo zawieszam ucho na dwóch szczerych, bezpretensjonalnych uśmiechach, jeszcze bardziej rozjaśniających kolorystykę utworu. Pierwszy z nich występuje na samym początku, nawet przed rozlegnięciem się jakiegokolwiek dźwięku, drugim natomiast wokalista ubarwił muzyczną przestrzeń po słowie „chords”. Mniej więcej w połowie piosenki do głosu dochodzi klasycyzująca, błyskotliwa solówka gitary w stylu sonat Mozarta, dodatkowo udekorowana kontrapunktem w postaci słyszalnej na dalszym planie, dyskretnej wokalizy. Akompaniament instrumentalny kształtują z kolei ekspresyjne, rozłożone akordy, przesiąknięte pierwiastkiem tajemniczości. Ostatnia zwrotka olśniewa harmonicznym wyszukaniem przy jednoczesnej przystępności wiodącej melodii.

Trudno jednoznacznie zdefiniować pod względem stylistycznym twórczość zespołu The Soundrops. Najsilniej poruszają mnie w niej wyraziste, zjawiskowej urody melodie, świadczące o tym, że główny kompozytor formacji – Gerard Nowak, szczególną estymą darzy takie grupy, jak The Beatles, czy Electric Light Orchestra. Dowód na powyższą tezę stanowią również niezwykle kunsztowne wielogłosy wokalne. Korzeni wyrafinowania harmonicznego owych dźwięków szukałabym z kolei w inspiracjach szeroko pojętym rockiem progresywnym. Mamy więc do czynienia z hołdem, złożonym tradycji sprzed lat, a zatem jest to muzyka nieco archaiczna, ale zapewniam – w najlepszym znaczeniu tego słowa, wszak niezmąconych technologicznym efekciarstwem, pięknych melodii, współcześnie dostrzegam niestety deficyt. Warto też zwrócić uwagę na głos wokalisty, niezwykle ciepły, olśniewający intonacyjną precyzją, charakterystyczną głębią, czasem dostojnie mroczny, momentami zaś łagodny, czarujący baśniowymi falsetami i płynnością śpiewnego legata. Ogromnie sekunduję zespołowi The Soundrops, czekając na jego kolejne piosenkowe klejnoty, zarówno takie, w których na pierwszy plan wysuwają się ujmujące linie melodyczne, jak i te z wiodącą rolą nietuzinkowych akordów.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.