Doznanie nowofalowej przejrzystości
Moja dzisiejsza muzyczna rekomendacja pochodzi wprost z zagłębia polskiej muzyki zimnofalowej, a mianowicie z Rzeszowa, skąd znamy choćby zespół 1984. Tym razem grupa o enigmatycznej, inspirowanej literaturą nazwie Cieplarnia. Formacja urzekła mnie swym drugim albumem, zatytułowanym Pętla, który światło dzienne ujrzał we wrześniu 2021 roku.
Muzyka kształtująca płytę Pętla jest przejrzyście selektywna, oszczędna w środkach, nieco powściągliwa, pełna chłodnych gitarowych przesterów, miarowego pulsu perkusji oraz mrocznych, jednakże niepozbawionych melodyjności partii wokalnych. Całość otwiera instrumentalna miniaturka pod tytułem Pył. Na pierwszym planie słychać uporczywy motyw przesterowanej gitary. Obsesyjnie wwierca się on głęboko w umysł, nie dając o sobie zapomnieć. Gęstwina przesterów narasta i nagle owa zwięzła introdukcja płyty urywa się gwałtownie. Z lekka orientalna melodia gitary to jakże podniosły początek kompozycji Reaktor. Mroczną partię wokalną, pełną nasyconych dźwięków w niskim rejestrze, przyozdabiają dźwięki gitary oraz równomierne uderzenia perkusji. W zakończeniu piosenki pojawia się wyrazisty pogłos, dzięki któremu ostatni gitarowy dźwięk brzmi pełniej za sprawą efektownego zwielokrotnienia go. Aurę kompozycji Iluzoryczne życie nabudowują gitarowe zgrzyty, niezwykle ascetyczne w swym wyrazie. Tak samo można określić partię wokalną, stanowiącą w dużej mierze wartki przepływ dwóch dźwięków, tworzących iście wielobarwny pejzaż.
Moim absolutnym faworytem z albumu Pętla jest kunsztowna i szlachetna pod każdym względem piosenka Czas przeciw nam. Już we wstępie dźwięki gitary w wysokim rejestrze przeszywają do szpiku kości. Ujmuje mnie także niewiarygodny synchron sekcji rytmicznej, a instrument o wdzięcznej nazwie melodica generuje momenty wytchnienia, wyciszenia, melancholii oraz śpiewności. Rzeczona melodica rozbrzmiewa tu pomiędzy wokalnymi epizodami, racząc nas czasem opadającymi, a czasem wznoszącymi motywami. Wokalne rozmarzenie i kunszt słyszalne są w mojej opinii najsilniej w wyrazach „spełnienie” i „rozkwit”. Czasem diabeł tkwi w szczegółach i dla mnie takim mikrodetalem, z pozoru nic nie znaczącym, jest wykonawcza śpiewność oraz mantryczna powtarzalność słów „linia zero” w piosence Linia. Jako miłośniczka wszelakich połączeń muzyki popularnej z instrumentami smyczkowymi, nie mogłam przejść obojętnie obok utworu Ja i ona. Swą zadumą oraz rozedrganiem fascynuje tu bowiem wiolonczela, wykonująca dosłownie kilka dźwięków na początku, ale brzmiących tak pięknie, że są w stanie rozerwać serce na kawałki i wzruszyć do łez. Rozedrgana głębia wiolonczeli to jednak nie wszystko, bo na uwagę zasługuje też bezwzględnie szorstki w swym wyrazie bas, marszowa perkusja oraz powściągliwy głos wokalisty. Szczyptę niepokoju można usłyszeć tu również za sprawą półtonu (najmniejszej odległości pomiędzy dźwiękami) w refrenie. Całość przypieczętowują archaiczne trzaski rodem z płyty winylowej. Utworem szczególnym jest uroczysty, majestatyczny Tren pamięci Córy. Od razu rzuca się tu w uszy nobliwa zaduma warstwy aranżacyjnej, choćby za sprawą wirtuozerii perkusyjnych przebiegów. Gdy pojawia się słowo „echo” zostaje ono zwielokrotnione faktycznym efektem echa. Może to zabieg po linii najmniejszego oporu, ale grunt, iż stanowi piękny nośnik emocjonalnej ekspresji. Epilogiem płyty jest utwór Boję się ognia, którego znakiem rozpoznawczym są masywne dźwięki gitary i szorstkie motywy basu. Przyznam jednak, że od pierwszego przesłuchania ta piosenka wzbudziła moją konsternację. Melodię wszakże zdawałam się słyszeć po raz pierwszy, ale tekst brzmiał mi bardzo znajomo. Rychło w zakamarkach pamięci odnalazłam właściwy trop. To tekst pochodzący z epilogu najnowszej płyty wspomnianego już przeze mnie, również rzeszowskiego zespołu 1984, jakiś czas temu zresztą wychwalanego pod niebiosa na niniejszym blogu. W utworze formacji Cieplarnia ów piękny, surrealistyczny tekst zyskał zupełnie nową dźwiękową szatę, tęskną i na wskroś liryczną. Nieskazitelna płynność melodii kontrastuje tutaj z wielowarstwowością zgrzytów instrumentalnych. Piosenka zamiera niespodziewanie po subtelnym wyśpiewaniu symbolicznych słów: „nastąpi mój koniec”. Jest to moim zdaniem idealne zwieńczenie tej płyty, gwałtowne, tajemnicze, sugestywne w warstwie słownej.
Album Pętla rzeszowskiego zespołu Cieplarnia to wizytówka muzyki nowofalowej. Łagodnie przenosi nas w świat tradycji tego gatunku sprzed lat, ale wiele środków, takich jak przejrzystość gęstych gitarowych przesterów, synchron sekcji rytmicznej, powściągliwość i melodyjność partii wokalnych, to moim zdaniem niezbite dowody na oryginalność tych dźwięków. Z tekstów wypływa egzystencjalny surrealizm, pełen na wskroś uniwersalnych refleksji. Jeśli gra Wam w duszy dźwiękowy mrok, niepozbawiony selektywności i melodyjności, absolutnie powinniście sięgnąć po najnowsze wydawnictwo rzeszowskiej Cieplarni.