Doznanie magii szlachetnych wspomnień
Dziś sięgnę pamięcią do lat 2004–2005, czyli czasów, gdy dopiero zaczynałam świadomie słuchać muzyki. Właśnie wtedy moim sercem zawładnął Czarny Anioł polskiej sceny, wielka krakowska artystka – Ewa Demarczyk. Kiedy ostatnio wróciłam do jej dwóch wspaniałych płyt, zdałam sobie sprawę, że nic się nie zmieniło, ponieważ Ewa Demarczyk była, jest i będzie jedyną w swoim rodzaju osobowością rodzimej estrady.
Talent wokalny to wielki dar, który ta wspaniała artystka otrzymała od losu. Warto podkreślić jej perfekcyjną dykcję, ekspresyjne i płynne przejścia od krzyku do śpiewu, niezwykle chwytającą za serce interpretację tekstów, jak również przemyślany wizerunek sceniczny. Nie należy jednak zapominać, że sukces ma wielu ojców, a ja w tym przypadku pozwolę sobie wymienić dwóch. To kompozytorzy – Zygmunt Konieczny i Andrzej Zarycki. Właśnie za sprawą m.in. ich muzycznych wyobraźni, piosenki Ewy Demarczyk mają w sobie tak wielki ładunek emocjonalny.
Wydaje mi się, że najtrwalej w pamięci odbiorców zakorzeniły się utwory z muzyką Zygmunta Koniecznego. Mam tu na myśli znakomitą, debiutancką płytę wokalistki z 1967 roku, zatytułowaną Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego. Właśnie na tym albumie, ów kompozytorsko-wykonawczy duet spopularyzował polską poezję. Przyznam, że osobiście nie wyobrażam sobie Karuzeli z madonnami autorstwa Mirona Białoszewskiego bez motorycznej oprawy muzycznej Zygmunta Koniecznego. Skumulowany tekst ani przez moment nie traci tu swej rytmiczności, w czym niewątpliwą zasługę ma imponująca dykcja wokalistki. Nie potrafię sobie także już wyobrazić tuwimowskiego Grande Valse Brillante bez błyskotliwie tanecznej muzyki wspaniałego krakowskiego kompozytora. To zresztą niejedyny mariaż Koniecznego z Tuwimem, bo te same słowa mogę napisać o na wskroś aktorskiej i nostalgicznej piosence Tomaszów. Z kolei bezkresny smutek twórca wyraził w Wierszach wojennych do słów Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Tu od zawsze porażał mnie kontrast pomiędzy marszowymi, wręcz fanfarowymi fragmentami chóralno-perkusyjnymi, a tęskną, liryczną melodią, rozwijającą się od słów: „Jeno wyjmij mi z tych oczu”. Skoro piszę o muzyce Zygmunta Koniecznego, muszę przywołać moją ulubioną jego kompozycję. To Taki pejzaż, który mnie szczególnie zachwyca w wersji koncertowej, zarejestrowanej na płycie Live z 1982 roku. Moim zdaniem, Ewa Demarczyk w tym wykonaniu wyraziła wszystko, rozwijając wokalną opowieść od szeptu do krzyku, emocjonalnie i kunsztownie rozwibrowując pojedyncze głoski. Z kolei w warstwie instrumentalnej, artystce towarzyszy oszczędny akompaniament z pierwszoplanową rolą fortepianu, grającego rozłożone akordy arpeggio (w stylu harfy).
Drugi ważny kompozytor tworzący dla Ewy Demarczyk to Andrzej Zarycki. Dla mnie w tej muzyce jest słowiańskość, liryzm i tęsknota. Szczególnie słychać je w melodyjnym walczyku Babuni do wiersza Mariny Cwietajewej oraz w wirtuozowskim Skrzypku Hercowiczu do słów Osipa Mandelsztama w tłumaczeniu Wiktora Woroszylskiego. Ów wszechstronny kompozytor pokazał jednak w swych utworach także tę bardziej ekspresyjną stronę. Warto tu podkreślić niezwykle zróżnicowaną nastrojowo piosenkę Panna śnieżna, gdzie Ewa Demarczyk, pośród ostrych fortepianowych współbrzmień, wokalnie lawiruje na pograniczu śpiewu i rozdzierającego krzyku. Z kolei utworem, za który szczególnie podziwiam dorobek kompozytorski Andrzeja Zaryckiego jest Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego. Tutaj zwiewna, stylizowana na dawne czasy muzyka znakomicie współgra z pozornie niepiosenkowym fragmentem kroniki Galla Anonima.
Kiedy tak ostatnio wsłuchiwałam się w piosenki Ewy Demarczyk, zarówno autorstwa Koniecznego, jak i Zaryckiego, zwróciłam także baczną uwagę na wykonawcze dopracowanie wszystkich kompozycji. Muzycy akompaniujący wokalistce, z niebywałą precyzją podążali za każdym jej słowem. Wszelkie zmiany dynamiki (siły natężenia dźwięku), agogiki (tempa) są w tych utworach wymierzone wręcz z matematyczną precyzją. Przyznam, że chciałabym częściej słyszeć w piosenkach tak wysoką kulturę akompaniamentu.
Ewa Demarczyk to wokalistka, interpretatorka poetyckich tekstów, kreatorka piosenkowych spektakli, a dla mnie po prostu pierwsza, świadoma inspiracja muzyczna. W jej piosenkach kryją się moje najskrytsze wspomnienia. Przez lata doczekała się także wielu odtwórców, a jeden z nich szczególnie mnie porusza. To Janusz Radek, który w 2004 roku nagrał płytę Serwus Madonna z piosenkami opisywanej artystki. Pokazał on wówczas, że przy pomocy daru przekazywania emocji oraz własnych pomysłów aranżacyjnych można nawet w utworach nieswojego autorstwa wyrazić siebie. Moim zdaniem jednak, oryginał jest tylko jeden i może to dobrze, że Ewa Demarczyk nagrała tak mało płyt i zniknęła z życia artystycznego, bo czasem po prostu… mniej znaczy więcej!