Doznanie Leśmianowskiej poezji wśród mrocznych, rozmarzonych dźwięków
Czy poezja Bolesława Leśmiana wespół z tzw. współczesną muzyką alternatywną to żywioły, które się wykluczają? Moim zdaniem absolutnie nie, a żywym dowodem na współistnienie tych dwóch odległych od siebie uniwersów niechaj będzie płyta zespołu Nawiedzenie, zatytułowana Leśmian. Ujrzała ona światło dzienne na początku lutego i dostarczyła mi ostatnio wielu niezapomnianych przeżyć estetycznych.
Formacja Nawiedzenie składa się z niezwykle zdolnych muzyków, wśród których warto wymienić Mateusza Dziekońskiego – kompozytora i multiinstrumentalistę, Jakuba Rogalę – wokalistę obdarzonego łagodnym, aczkolwiek niepozbawionym chropowatego sznytu głosem, Nikodema Paśnickiego – producenta albumu, w niektórych utworach perkusistę i kompozytora, a także gitarzystę oraz basistę w jednej osobie – Antoniego Wawerskiego. Zanim na dobre zanurzymy się w oparach Leśmianowskich strof, pełnych tautologii, stylistycznej wielobarwności, jak również odniesień do natury, otrzymujemy prolog, zatytułowany Bywalec niebytu, tekstowo stanowiący hołd, złożony dziełom mistrza. Wprawdzie wokal został tu przepuszczony przez jakiś filtr i nie wszystkie frazy (przynajmniej na pierwszy rzut ucha) można zrozumieć, ale niektóre fragmenty, takie jak początkowy okrzyk: „proszę wszystkich o ciszę”, uderzają z całą dobitnością. Zautomatyzowaną, szorstką recytację wokalisty rozjaśniają malownicze, melancholijne, wręcz natchnione pejzaże klawiszy. Kulminację utworu nabudowują kaskady szumów i rozedrganych dźwięków. Kolejna piosenka to już tekst Leśmiana w najczystszej postaci, pełen na wskroś kosmicznej aury Wiersz księżycowy. Wiodącą linię melodyczną wyróżnia przystępność, ozdobiona czytelnym pierwiastkiem tęsknej czułości. Przesiąknięte liryzmem frazy w swych zwieńczeniach często wytwornie zawisają na poszczególnych samogłoskach, a wokal Jakuba Rogali odznacza się chropowatą barwą oraz współczesną manierą wokalną (charakterystyczne zaciskanie gardła). Powyższe czynniki ani trochę nie zakłócają wartkiego przepływu tekstu. Począwszy od wykwintnych, klawiszowych solówek rodem z muzyki klasycznej, podbitych metalicznymi motywami gitary, następuje nagła zmiana nastroju, wokalnie urzeczywistniona od rozdzierającego wersu: „noc oddycha naszą krwią”. Brzmieniowy anturaż utworu gdzieniegdzie wzbogacają jaskrawe, anielskie wokalizy, wykreowane przez Zofię Pokaczajło. Wpadająca w ucho ballada Po śmierci to piękna gra przestrzenią, gdyż niejednokrotnie słychać tu swoiste rozdwojenie wokalne. Zasygnalizowany patent kompozytorski brzmi szczególnie sugestywnie, kiedy takiemu zwielokrotnieniu podlega wyraz „obydwoje”. Mroczną aurę muzyki i słów rozświetlają symetryczne, katarynkowe, ozdobione szczyptą blaszanej dźwięczności płaszczyzny klawiszy, natomiast wokal klimatycznie podąża za udramatyzowaną narracją wiersza Leśmiana. Z czasem przybiera na sile efektowność szybkich przebiegów, wygenerowanych klawiszowo, pod względem brzmieniowym imitujących klarnet. Śni bez sensu (Topielec zieleni) jest jedną z dwóch w pełni instrumentalnych kompozycji. To natchniona impresja na temat kolejnego fragmentu Leśmianowskiej poezji, mianowicie (jak sam tytuł wskazuje) Topielca. Stałym czynnikiem opisywanego dzieła są elektroniczne motywy, przywodzące mi na myśl odgłosy bulgotania wody. Często towarzyszą im szorstkie grzechoty i szmery, wypływające na powierzchnię dopiero w zakończeniu.
Perliste dźwięki fortepianu, trochę naśladujące styl gry Leszka Możdżera, spinają barwną klamrą najsmutniejszy utwór na płycie, zatytułowany Pogrzeb. Warto jednak zauważyć, że gdy rozlegają się one na końcu, są wówczas przyspieszone. Słychać tutaj także nastrojowe, z lekka matowe melodie saksofonu, na którym zagrał Jorge Oliveira. Wszechobecną funeralność, zarówno w partii wokalnej, jak i akompaniamencie instrumentalnym, odzwierciedla nagromadzenie półtonów, czyli najmniejszych odległości pomiędzy dźwiękami. Głównym przejawem subtelności piosenki Mrok na schodach jest jej warstwa instrumentalna, a dokładnie motywy klawiszy, całkiem trafnie imitujące marimbę oraz ksylofon. Wirtuozeria owych symetrycznych sekwencji kontrastuje ze statyczną melodią wokalną, przesiąkniętą melancholią. Epilog recenzowanego wydawnictwa stanowi kolejny, wyłącznie instrumentalny utwór, zatytułowany Kiedyś już nie żył… (Dla M.). Ponownie królują w nim klawiszowe warstwy, z których szczególnie zwróciłam uwagę na jedną, nieco orientalną, blaszaną. Jej krystaliczność przypomina mi dźwięki cymbałów. Egzotykę dostrzegam też w równomiernych uderzeniach perkusyjnego pulsu. Nie brakuje ponadto stricte fortepianowych, wykwintnych melodii, w których pobrzmiewają echa malowniczej muzyki filmowej.
Siedmioutworowy minialbum Leśmian zespołu Nawiedzenie to oryginalny hołd, złożony Bolesławowi Leśmianowi – niekwestionowanemu mistrzowi rodzimej poezji. Kompozycje, które stworzył Mateusz Dziekoński, mają w sobie melancholię, oniryczność oraz tajemniczość. Dzięki przestrzennej oprawie muzycznej, zachwycającej ogromem klawiszowych płaszczyzn, naśladujących swym brzmieniem bogaty arsenał instrumentalny, można jeszcze głębiej wniknąć w bogactwo mistycznych, poetyckich wersów. Jeśli grają Wam w duszy kosmiczne dźwięki spod znaku takich formacji jak Ścianka, czy Lenny Valentino i niestraszne Wam cienie spraw ostatecznych, zawarte w warstwie słownej, polecam tę nastrojową gęstwinę melodyjnych pejzaży. Trzymam kciuki za kolejne poczynania formacji Nawiedzenie i jestem niezmiernie ciekawa, czy będą kontynuować Leśmianowskie umuzycznienia, czy postanowią tworzyć w pełni autorskie dzieła, inspirowane poetyckimi wzorcami sprzed lat.