Doznanie interpretacyjnej żarliwości
Przyznam, że ogromnie się cieszę, ponieważ w końcu udało mi się nadrobić muzyczną zaległość i usłyszeć na żywo koncert Michała Bajora. Miał on miejsce 26. marca w warszawskim Teatrze Polonia i stanowił część trasy zatytułowanej Od Kofty… do Korcza. Na wstępie zaznaczę, że muzyczne zróżnicowanie tego wydarzenia zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Było kunsztownie, żarliwie i melancholijnie, a całość spajał przepełniony emocjonalnym rozedrganiem głos Michała Bajora. Dzięki jego nietuzinkowej dykcji mogłam też koncentrować się na każdym wyśpiewanym przez niego słowie.
Wokalista z niezwykłą starannością dobrał piosenki do swego recitalu, prezentując wyłącznie utwory szczególnie ważne dla jego kariery. Od razu dopowiem, że Michałowi Bajorowi towarzyszyło tradycyjne instrumentarium: fortepian, gitara akustyczna oraz sekcja rytmiczna. Najbardziej ujęły mnie wirtuozowskie solówki gitarzysty Pawła Stankiewicza oraz niebywała kultura dźwięku, wyróżniająca grę pianisty Wojciecha Borkowskiego. To właśnie przy jego wyłącznym akompaniamencie Michał Bajor wykonał trzy najbardziej emocjonalne fragmenty koncertu: Popołudnie i Bar pod zdechłym psem (obydwa utwory z muzyką Włodzimierza Korcza), jak również Nie opuszczaj mnie, czyli klasyk Jacquesa Brela w znakomitym tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego.
Wspólną cechą wszystkich piosenek były niebanalne teksty. Każda z nich miała ponadto swoją historię, ponieważ Michał Bajor w niezwykle błyskotliwy sposób „zaprzyjaźniał” publiczność z poszczególnymi utworami, przedstawiając ciekawostki związane z ich genezą lub autorami. Zdecydowanie najwięcej pojawiło się kompozycji Włodzimierza Korcza. Poza tymi, o których już wspomniałam, nie mogło rzecz jasna zabraknąć największych przebojów wokalisty, czyli porywającego i żarliwego tanga Ogrzej mnie, czy nostalgicznej ballady Nie chcę więcej. Zabrzmiała również bardzo bliska mi piosenka Do trzech cnót – gorliwa modlitwa skierowana do wiary, nadziei i miłości, z tekstem Wojciecha Kejnego. Wątek utworów umuzycznionych przez Włodzimierza Korcza wokalista efektownie zwieńczył kolażem złożonym z utworów: Błędny rycerz, Śpiew ocalenia oraz Moja miłość największa.
Podczas recitalu znalazło się również miejsce na zwiewność i delikatność, które zapewniły dwie piosenki z muzyką Piotra Rubika – Chciałbym oraz Nasza niebezpieczna miłość. Niezwykle wzruszającym i melancholijnym momentem była natomiast kompozycja Janusza Stokłosy do tekstu Marcina Sosnowskiego – Oddaj mi samotność. Nie mogło też zabraknąć piosenki Femme Fatale, czyli porywającego wiersza Jonasza Kofty stworzonego na melodię popularnego dzieła muzyki klasycznej – walca Arama Chaczaturiana. Dodatkowo, na wskroś hiszpańsko zabrzmiał rytmiczny i ognisty utwór Flamandowie. Pojawił się też akcent francuski w postaci kunsztownej wiązanki przebojów Edith Piaf, połączonych w jedną całość za pomocą polskich wersów autorstwa Andrzeja Ozgi.
Szlachetność wykonawcza, różnorodność nastrojów, niebanalne teksty oraz barwna konferansjerka wokalisty sprawiły, iż ten koncert niezwykle mnie poruszył. Myślę, że dopóki istnieją odbiorcy piosenek z mądrym tekstem, dopóty będę mogła doznawać tak wspaniałych wydarzeń. Nie mogę się też doczekać kolejnej płyty Michała Bajora, która – jak wspomniał sam artysta – ujrzy światło dzienne w niedługim czasie, a wypełnią ją znakomite przeboje muzyki włoskiej i francuskiej.