Doznanie frywolnych oberków w elektronicznej szacie
Dotychczas na łamach mojego bloga nie miałam okazji pisać o utworach inspirowanych szeroko pojętym folklorem. Zadebiutuję więc w powyższej materii, ale ze swojej strony obiecuję, że zrobię to z przytupem w rytmie oberka. Pretekstem ku popłynięciu z prądem ludowych dźwięków okazał się dla mnie wydany kilka miesięcy temu album zespołu Odpoczno, zatytułowany Dryf.
Z reguły sceptycznie podchodzę do łączenia ludowych inspiracji z muzyką popularną, choć mam świadomość powszechności owego zjawiska. Często jednak są to fuzje chybione, pełne nieudolnych prób wtłoczenia melodii opartych na skalach w sztampowy schemat podstawowych akordów. Jeśli jednak chodzi o zespół Odpoczno, mamy tutaj do czynienia z czymś absolutnie oryginalnym. Ludowe przyśpiewki oraz oberki stanowią podstawę do psychodelicznych improwizacji oraz eksperymentów z brzmieniami elektronicznymi, tworząc unikatowy konglomerat barw. Recenzowana płyta to zaledwie osiem kompozycji, w których żwawa taneczność oberków nierozerwalnie łączy się z szeregiem wyrafinowanych odniesień do jazzu i popu.
Album Dryf zespołu Odpoczno otwiera kompozycja tytułowa, którą wyrazistą klamrą spinają odgłosy śpiewu ptaków. Ekspresyjna melodia wokalna, spektakularnie wykonana przez Joannę Szczęsnowicz, zdaje się niemieć końca i wciąż zaskakuje nas różnorodnymi zwrotami akcji. Wyznacznikiem brzmienia są tu ponadto wielowarstwowe, nieco zamglone wokalizy, a akompaniament instrumentalny obfituje w elektroniczny chłód piskliwych dźwięków oraz na wskroś egzotyczne, szorstkie motywy zagrane na basach. Wszechobecna taneczność dochodzi do głosu za sprawą kunsztownego oberka, wykonanego efektownie na skrzypcach przez Marcina Lorenca. Wraz z przebiegiem piosenki wokalistka porzuca śpiewaną melodię na rzecz teatralnej recytacji. Co ciekawe, zostają tu również wyrecytowane sylaby, na kanwie których wcześniej rozgrywała się ekspresyjna wokaliza. Utwór Do kina przede wszystkim zdobią dostojne kwinty skrzypiec i basów, a więc współbrzmienia silnie licujące z ludowością. Szorstkie zgrzyty rzeczonych instrumentów znów zapraszają nas do pląsania w oberkowym rytmie. Ciekawym zabiegiem aranżacyjnym są rytmiczne fluktuacje w postaci krzyżowania się metrum parzystego z nieparzystym. Gdzieniegdzie szczyptę jazzu zapewniają z kolei gitarowe ornamenty. Znakomity gitarzysta – Marek Kądziela częstuje nas ponadto sporą dawką kostropatych, frapujących egzotyką dźwięków, wysuwających się na pierwszy plan pomiędzy symetrycznymi odcinkami wokalnymi. Od czasu do czasu skrzypcowy oberek porzuca tęskną melancholię na rzecz pogodnego nastroju linii melodycznej. Niejednokrotnie rozbrzmiewa wtedy równolegle z zawadiacką wokalizą, by po chwili stać się jej echem. W kulminacji utworu przybierają na sile ostre, gitarowe przestery, osiągając apogeum w efektownym, opadającym glissandzie, czyli prześlizgnięciu pomiędzy dźwiękami. Najbliższy mi utwór na recenzowanym albumie, a mianowicie Srebro ryb, stanowi jeszcze relikt wcześniejszego składu zespołu Odpoczno. Słyszymy w nim bowiem poprzednią wokalistkę grupy – Joannę Gancarczyk. Jej wokalna dźwięczność oraz galanteria, z jaką wykonała tu skomplikowane odległości pomiędzy dźwiękami, poruszają mnie do głębi. Cała kompozycja to zresztą formalny majstersztyk. Przemijalność chwil obrazuje tu przetłumaczony na język polski tekst haiku autorstwa XVII-wiecznego japońskiego poety. Uporczywie powtarzana fraza: „lśni w wodorostach srebro ryb” czasem płynie szeptem, ale jednak najczęściej dociera do nas w rozmarzonej, stricte wokalnej odsłonie. Po chwili z niebytu wynurzają się skrzypcowe strzępki oberka, które antycypują zupełnie nową myśl muzyczną. Wokalistka intonuje obezwładniającą słowiańskim pięknem melodię od słów: „a byłam ci ja byłam”. Ekspresja wykonawcza łączy się tu z wykwintnymi skokami w ramach linii melodycznej, dla przykładu wymienię choćby oktawę pomiędzy ostatnią sylabą słowa „niebie” a teatralnym wydłużeniem samogłoski „a”. Ponadto szlachetną motoryką zachwyca powtórzenie słów: „chłopaku do”. Z czasem słyszalny wcześniej szlagwort: „lśni w wodorostach srebro ryb” nabiera nowego kontekstu za sprawą transowego rytmu, chwilę później jednak nastrój uspokaja się i powraca wokalna łagodność, okraszona onirycznymi szeptami. Skoro wspomniałam transowość, przodowniczką w tej materii jest kolejna piosenka – Polka wodna, bezapelacyjnie najbardziej taneczna kompozycja na płycie. Głos wokalistki urzeka tutaj subtelnością, wręcz dziecięcą prostotą, najsilniej przejawiającą się w z lekka infantylnym wykonaniu głoski „e” w wyrazie „poleczkę”. Żarliwa partia skrzypiec barwnie współpracuje tu z elektroniczną motoryką uporczywych motywów. Niezwykle efektownie brzmi też gitarowa improwizacja, która rozgrywa się w oparciu o wiodącą melodię Joanny Szczęsnowicz. Aż do końca utworu słychać także kunsztowną, przepełnioną pogłosem wokalizę. Żarliwa puenta w postaci dynamicznego dźwięku należy jednak do gitary.
Tytuł piosenki Koper to zgrabne nawiązanie do spuścizny ludowego skrzypka – Władysława Koperkiewicza, bowiem jego nietuzinkowy sposób gry zainspirował ową kompozycję. W warstwie lirycznej dominuje natomiast inna roślina – rozmaryn. Utwór wyróżnia melancholijna melodia wokalna, fascynująca motoryką powtarzanych dźwięków. Zaostrzają ją jaskrawe motywy skrzypiec i basów, niepozbawione frywolnej zgrzytliwości. Rytmiczność objawia się ponadto w transakcentacjach, a więc gwałtownym podkreślaniu ostatnich sylab poszczególnych słów. Nie brakuje tu też dźwięcznych chóralnych współbrzmień oraz urzekających klekotów perkusji, efektownie wykreowanych przez Piotra Gwaderę, a niewątpliwą ozdobą całej kompozycji jest szorstka, orientalna i zapadająca w pamięć solówka gitary. Bardzo rozbudowana formalnie piosenka W lecie to moim zdaniem jeden z najmocniejszych punktów albumu Dryf. Jej podniosły nastrój generują rozłożone akordy gitary. W zwrotkach Joanna Szczęsnowicz śpiewa delikatnie, celowo porzucając nosowe „ą” na rzecz iście ludowego „o”. Po pewnym czasie gitara powtarza echem główną melodię. Skrzypce początkowo dublują linię melodyczną wokalu, by jednak z czasem zaskoczyć zupełnie nowym muzycznym epizodem. Do głosu dochodzi bowiem refren, rozpoczynający się od słów: „a czy ty pamiętasz”. Jego przystępna melodia porusza do głębi swą emocjonalnością i urokliwie romantycznym, powabnie kobiecym wykonaniem. Katarynkowa powtarzalność powyższego fragmentu nagle znika, gdyż linia melodyczna zwrotek niespodziewanie powraca w formie zawadiackiej wokalizy na sylabach: „jadadada”. Kompozycja Kukułka to zgrabna miniaturka, przesiąknięta melancholijnymi półtonami, czyli najmniejszymi odległościami pomiędzy dźwiękami w ramach melodii wokalnej. Dodatkowo szlachetną ornamentyką fascynują skrzypce, a domeną gitary (już nie po raz pierwszy) są wykwintne, jazzowe współbrzmienia. W gruncie rzeczy dosyć niepozorna melodia stanowi tu solidną podstawę do psychodelicznych, wokalno-instrumentalnych improwizacji. Owe kolorystyczne eksperymenty kontynuuje epilog albumu, czyli piosenka Po kolana. Dają tu o sobie znać chropowate przestery, objawiające się najsilniej w celowo zniekształconym, krzykliwym balansowaniu wokalistki na pograniczu mowy i śpiewu. Wraz z przebiegiem piosenki do głosu dochodzi tęskny oberek (jak zwykle zaintonowany na skrzypcach), a także krystalicznie czysta linia melodyczna Joanny Szczęsnowicz. Warto zwrócić uwagę na wykonawczy detal w postaci zmiękczania przez wokalistkę świszczących głosek. Ponadto teatralnie przeciąga ona samogłoskę „o” choćby w tytułowym słowie „kolana”. Liryczna wokaliza chóru wespół z szorstką solówką gitary jest zarówno ukoronowaniem tej kompozycji, jak i efektownym domknięciem całego albumu.
Płyta Dryf zespołu Odpoczno to chwytająca za serce śpiewność (czasem rozmarzona, momentami natomiast ekspresyjna), psychodeliczne improwizacje, ale przede wszystkim taneczność. Opoczyńskie oberki, pieczołowicie wykonane na skrzypcach, ukazują niebywałą szlachetność słowiańskich melodii, których swojskiej przystępności wprost nie da się oprzeć. Z całej duszy rekomenduję Wam owe dźwięki, bo moim zdaniem inspiracje folklorem dawno nie były tak organicznie spójne z całym wachlarzem muzycznych stylistyk, jak na tym krótkim, ale treściwym wydawnictwie formacji Odpoczno.