Doznanie barwnych haseł ze szczyptą etniczności
Twórczość Tomka Lipińskiego jest mi niezwykle bliska od wielu lat. Jego żarliwie emocjonalny wokal, melodyjne kompozycje i teksty pełne nośnych, jakże treściwych haseł, składają się na jedyny w swoim rodzaju dźwiękowy arsenał. Dlaczego piszę o tym akurat dzisiaj? Rzeczony wokalista kilka tygodni temu opublikował swój nowy utwór, zatytułowany Chyba że chcesz. Kolokwialnie mówiąc, niniejsza piosenka zmiotła mnie z powierzchni ziemi.
Kompozycja, której poświęcam mój wpis, nabierała ostatecznych kształtów przez wiele miesięcy. Ewoluował choćby jej tytuł. Kiedy bowiem miałam przyjemność usłyszeć ją na żywo podczas koncertu Tomka Lipińskiego w ramach łódzkiego festiwalu Soundedit, recenzowana piosenka nosiła wówczas tytuł Nigdy nie będziesz. Twórca ostatecznie zatytułował jednak utwór Chyba że chcesz.
Nie przepadam za drobiazgowym rozmyślaniem nad warstwą literacką, ponieważ z reguły tekst ma swoje życie, zatem ilu ludzi, tyle interpretacji, a tak naprawdę sam autor wie najlepiej, co chciał przekazać. Na podstawie wypowiedzi twórcy wiadomo, że słowa inspirowane były wydarzeniami sprzed kilkunastu miesięcy, związanymi ze Strajkiem Kobiet. Cały tekst za sprawą wiele mówiących haseł, mimo czytelnego przekazu ujmuje uniwersalnością. Sugestywność słów wzmaga też teledysk, w którym została pokazana kobieca kreacja w tańcu. Odpowiada za nią znakomita ukraińska tancerka – Alisa Makarenko, której artystyczna multiplikacja w kulminacji utworu znakomicie koresponduje z warstwą literacką piosenki. Zanim przeprowadzę Was po kolei przez muzyczne detale, kształtujące opisywaną kompozycję, wspomnę o czynniku rytmicznym, który odgrywa tu kluczową rolę. Jak wiadomo, każdy utwór posiada tzw. metrum, a więc w dużym uproszczeniu rytm, który można odmierzać za pomocą równomiernego liczenia. W większości utworów liczymy po kolei do czterech i tutaj również jest to możliwe, ale jednak dźwięki gitary oraz klawiszy zapewniły nam percepcyjne wyzwanie. Ich rytm układa się bowiem w czytelny przekaz, w którym słyszymy polityczną aluzję. Skonsternowani zapytacie, cóż ma odliczanie rytmu do polityki. W tym konkretnym przypadku – bardzo wiele. Najpierw pojawia się pięć uderzeń, następnie krótka pauza, później trzy uderzenia i jeszcze jedna pauza, przypieczętowująca całość. Owe uderzenia odwołują nas do szyfru – „pięć gwiazdek, trzy gwiazdki”, który w ostatnich miesiącach symbolizował bunt przeciwko panującej w Polsce władzy. Ależ to pomysłowe, by zawoalować kontestację i jednocześnie sprawić, że metrum utworu zafascynuje niekonwencjonalnością. Po tym krótkim wstępie pozwolę sobie uwypuklić muzyczne smaczki, które czynią kompozycję Chyba że chcesz absolutnie wyjątkową.
Na tle motorycznego pulsu sekcji rytmicznej, gdzie perkusja szczególnie ujmuje mnie masywną ekspresją, pojawia się uporczywie powtarzany dźwięk gitary wespół z klawiszami, który tylko pozornie ugruntowuje nas w wyjściowej tonacji utworu. Nagle bowiem gitarowa melodia układa się w melancholijny, opadający motyw. Za jego pośrednictwem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, lądujemy w zupełnie innej tonacji, która rozbrzmiewa już do końca piosenki. Wspomniane wyżej instrumenty rychło stają się akompaniamentem względem partii wokalnej – łagodnej, natchnionej, melodycznie bardzo ascetycznej. Trudno tu przejść obojętnie obok śpiewnej zadumy, okraszającej kilkakrotnie powtórzone słowa: „sama wiesz”. Wspomniałam wyżej o efektownych, literackich szlagwortach i właśnie w omawianym fragmencie szczególnie dochodzą one do głosu. Najczęściej powtarzają się takie oto hasła: „nigdy nie będziesz szła sama” oraz tytułowy zwrot: „chyba że chcesz”. Z czasem słychać też jaskrawe, zgrzytliwe piski, wygenerowane na wiolonczeli. Po chwili wspomniane wyżej tytułowe słowa kształtują refren, instrumentalnie ozdobiony subtelnym, opadającym motywem, złożonym z trzech dźwięków usytułowanych blisko siebie. Owa liryczna melodia została wykonana z niewiarygodną gracją na zaanonsowanej przed momentem wiolonczeli. W dalszej kolejności pojawia się klawiszowa solówka, która swoją natchnioną barwą imituje flet. Następnie dają o sobie znać wpływy muzyki reggae, słyszalne w motorycznych akordach gitary. Wokalnie mamy tu do czynienia z zupełnie nową melodią, a Tomek Lipiński od słów: „mijają lata” śpiewa bardziej ekspresyjnie niż dotychczas. Literacko do głębi porusza mnie instrumentacja głoskowa, w ramach której finezyjną dźwięcznością i brzmieniowym podobieństwem urzekają występujące obok siebie wyrazy: „czas” oraz „ciasno”. To wciąż jeszcze nie koniec muzycznych zaskoczeń, ponieważ dalej, jakby z niebytu wyłania się harmonijka ustna. Jej szorstkie, iście bluesowe dźwięki zachwycają powolnym wybrzmiewaniem. Zaraz po nich, instrumentalną melodię kontynuują jazzowe płaszczyzny klawiszy, wsparte dynamicznym, niekonwencjonalnym rytmem perkusji. Wkrótce potem jak bumerang powracają wiodące szlagworty literackie, na czele z przebojowym refrenem.
Zwięzły, ale treściwy okrzyk wokalny zwiastuje diametralną zmianę nastroju – niezwykle psychodeliczną część instrumentalną. To właśnie w niej słychać etniczność, moim zdaniem zapożyczoną z muzyki hinduskiej. Rytmiczne dźwięki wystukiwane są tu na congach, czyli egzotycznym instrumencie perkusyjnym, fascynującym brzmieniową jaskrawością. Z kolei główna melodia najprawdopodobniej należy do gitary, o czym może świadczyć artykulacja, a dokładniej śpiewna płynność prześlizgnięć pomiędzy dźwiękami, które określane są mianem glissand. Orientalne ukształtowanie melodii oraz perkusyjny rytm, brzmiący niczym rytuał plemienny, wprowadzają nas w prawdziwy, muzyczny trans. Ponadto słychać stały, niekończący się dźwięk, który swoją barwą przypomina hinduski instrument o nazwie sitar. Taki bezkresny dźwięk w terminologii muzycznej to tzw. burdon. Z owego stanu medytacji raptownie wyrywa nas wokalista, który robotycznym, lekko zniekształconym, zautomatyzowanym głosem wykonuje wznoszący motyw na słowach tytułowych. Całość przypieczętowuje wspomniany przeze mnie przed momentem ostry burdon. Ów dźwięk wygasa bardzo powoli, pozostawiając nas do końca utworu w etnicznej aurze brzmieniowej.
Gdy zaczynałam pisać niniejszy tekst, nie spodziewałam się, że o jednej piosence nakreślę aż tyle refleksji. Przyznam jednak, iż w tych trudnych, nastawionych na wszechobecną komercję czasach, utwór Chyba że chcesz Tomka Lipińskiego lśni dla mnie jakże unikatowym blaskiem. Na koniec zwrócę uwagę, że w świadomości odbiorców zakorzeniło się już wiele przystępnych szlagwortów anonsowanego twórcy, na czele z tym, który ostatnimi czasy szczególnie dodawał nam otuchy, czyli: „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Bardzo chciałabym, by publiczność również doceniła i podchwyciła uniwersalne komunikaty Tomka Lipińskiego, które ozdabiają jego najnowszą kompozycję. Niektóre stanowią bunt przeciwko zastanej rzeczywistości: „mijają lata, ale krajobraz się nie zmienia” albo: „ciasno wokół nas”. Inne z kolei dają nadzieję na lepsze czasy: „nigdy nie będziesz szła sama”, czy wreszcie tytułowa złota myśl, prawdziwa kwintesencja wolności – „chyba że chcesz”.