Doznanie artystycznych paradoksów
„Wesołe konstytucje”, „paradoksy bytu”, absurdy otaczającej rzeczywistości, nikt nie potrafi nakreślić ich piękniej niż Lech Janerka. Od razu jednak uściślę, że to nie jego solowa twórczość będzie przedmiotem mojego dzisiejszego wpisu. Oto bowiem jedna z najbardziej kultowych płyt lat osiemdziesiątych, wyryta złotymi zgłoskami na kartach historii muzyki rockowej. Przed Wami jedyny i niepowtarzalny album zespołu Klaus Mitffoch zatytułowany tak samo jak nazwa zespołu.
Ilość artystycznych paradoksów, zawartych na owej płycie nie przestaje mnie zachwycać. Przykuwa uwagę już sama forma albumu, swego rodzaju puszczenie oczka do odbiorców. Obie strony płyty winylowej nie mają tradycyjnych numerów pierwsza i druga, bowiem zostały określone mianem strony Tej oraz Tamtej. Teksty obrazują blaski i cienie PRL-owskiej rzeczywistości, jednak ów przekaz jest na tyle uniwersalny, że znakomicie sprawdza się także w dzisiejszych czasach. Chociażby frywolna Powinność kurdupelka i przedstawiona w niej opozycja małego, przebiegłego człowieczka, umiejętnie potrafiącego walczyć z ogromnym słoniem, może być rozumiana na uniwersalnej płaszczyźnie – ludzie/władza, ale też niejednokrotnie kurdupelek-artysta, poetycko potrafił zagrać na nosie wielkiego słonia, czyli cenzury. Ludzki upór oraz szereg instynktownych zachowań został sugestywnie i obrazowo przywołany w kompozycji Muł pancerny. Zniewolenie ludzkiego umysłu wypunktowuje z kolei piosenka O głowie, natomiast strach przed utratą godności słyszymy w tekście kompozycji Siedzi. Kolejne oblicze strachu, tym razem przed śmiercią, ukazuje miniaturka Nad ranem śmierć się śmieje. Wyższość dóbr duchowych nad materialnymi wyłania się natomiast z tekstu utworu Dla twojej głowy komfort, z kolei w piosence Wiązanka cz. IV symbolem trudno dostępnych w czasach PRL-u i jakże wymarzonych potrzeb stają się nowe „majciochy” i rower. Ciekawym zabiegiem stylistycznym, chętnie stosowanym przez Janerkę w swoich tekstach są neologizmy, np. figurole, czyli ważni ludzie na wysokich stanowiskach. Ponadto, autor lubi bawić się słowami, ucinając ich cząstki, w związku z czym wyrazy „ewolucja” i „rewolucja” skrócił do „ewo”, „rewo”.
Muzyczną, nieco pastiszową groteskę słychać już na samym początku w kompozycji miniaturowych rozmiarów, zatytułowanej Śpij aniele mój. Delikatne, kołysankowe słowa zostały tu przez członków zespołu wręcz wywrzeszczane na całe gardło, zatem piosenka ta zyskała zaszczytne miano antykołysanki. Trudno byłoby bowiem, mimo najszczerszych chęci, zasnąć w towarzystwie tak rozdzierającego krzyku. Kolejny fragment z przymrużeniem oka to zakończenie Strony Tej, czyli Strzelby, stanowiące po prostu fragment singla zespołu – Ogniowe strzelby, zaprezentowanego z użyciem taśmy od tyłu.
Warto zauważyć, że każdy muzyk grupy Klaus Mitffoch przedstawił na opisywanym albumie pełnię swojego wykonawczego warsztatu. Lech Janerka w roli basisty i wokalisty zachwyca mnie w wielu utworach, jednak chyba najczęściej zawieszam ucho na wokalizie, opartej na samogłosce „o” w piosence O głowie. Gitara basowa oraz wokal wykonują tu chwilami identyczne dźwięki, często jednak obydwa wspomniane instrumenty grają niezależne melodie, organicznie spójne ze sobą. Jeśli chodzi o możliwości wokalne Lecha Janerki, pokazał on na tym albumie całe ich spektrum. Przede wszystkim jego głos cechuje ogromna dbałość o dykcję, dzięki czemu każde słowo dociera do nas wręcz ze zdwojoną siłą. Dodatkowo, wokalista niejednokrotnie ekspresyjnie podkreśla niektóre spółgłoski, np. „r”. Zachwyca mnie także fakt, że Janerka często różnicuje barwę głosu, w utworze Nie jestem z nikim eksponując niskie dźwięki, natomiast w Tutaj wesoło używa chwilami zgrzytliwego, wysokiego rejestru, balansującego trochę na pograniczu falsetu. Błyskotliwość perkusyjnej wirtuozerii Marka Puchały fascynuje mnie zarówno w stałym, motorycznym pulsie utworów Nie jestem z nikim oraz wspomnianego Tutaj wesoło, jak i w szybkich, efektownych przebiegach, stanowiących ozdobę żywiołowej i melodyjnej Powinności kurdupelka. Gitarzyści – Wiesław Mrozik i Krzysztof Pociecha wykonali wszystkie swoje partie jak jeden organizm, często nawet trudno zidentyfikować, który z nich gra w danym utworze. Gitarowa łagodność, uwydatniona dzięki specyficznemu tłumieniu strun, określanego mianem flażoletów, upiększa kompozycję Muł pancerny. Warto również wspomnieć, że na kolorystykę brzmieniową płyty wpłynął znakomity jazzowy pianista – Wojciech Konikiewicz, który wykonał spektakularne solówki w dwóch utworach. W Wiązance pieśni bojowych klawiszowe solo zabrzmiało lekko, pastiszowo, jednakże bardzo szlachetnie, natomiast w Siedzi – Konikiewicz zagrał trochę w stylu zespołu The Stranglers, zachwycając dużą ilością ostrych dźwięków w wysokim rejestrze.
Przyznam, że najlepsze zostawiłam na koniec, gdyż absolutnie muszę pochylić się z perspektywy muzycznej oraz literackiej nad dwoma najbliższymi mi utworami z albumu Klausa Mitffocha. Pierwszy to Klus Mitroh, dźwiękowo zbudowany na prostym, aczkolwiek dramatycznym w swym wyrazie gitarowym riffie. Tekst tej kompozycji jest pacyfistyczny, autor wyraża w nim swoją pogardę przeciwko ciągłej walce za ojczyznę oraz dla dobra ludzkości, z wyrzutem śpiewając: „i nigdy nie mów mi bzdur, że to dla mnie”. Jest to autentyczny, sugestywny bunt przeciwko kłamstwu, obłudzie oraz bezprecedensowemu, wręcz bezmyślnemu przelewaniu krwi. Autor sugeruje, że zamiast walczyć, można byłoby po prostu zacząć myśleć. Świadczą o tym mocne słowa: „wiele rąk i zbyt mało głów”. Drugi, wybitny utwór to epilog albumu, czyli Strzeż się tych miejsc. Jego tekst jest przesiąknięty strachem, zainspirowanym wrocławskimi wspomnieniami autora z dzieciństwa. Janerka wielokrotnie w wywiadach wspominał, że ten utwór opowiada o niebezpiecznych dzielnicach Wrocławia, gdzie nawet przypadkowy przechodzień mógł zostać uderzony w głowę stłuczoną butelką. Mroczny klimat ma tutaj swoje odzwierciedlenie także w warstwie muzycznej, a konkretnie w wielokrotnie powtarzanym, melodyjnym riffie gitary basowej. Strach i dramatyzm słychać też w czterodźwiękowym, opadającym motywie, z którego złożony jest refren. Ponadto, nie można przejść obojętnie obok ostrej, zachrypniętej i gardłowej barwy głosu wokalisty. Szczególnie została ona wyeksponowana w wyrazie „strzeż”, inicjującym wszystkie refreny.
Słowno-muzyczne paradoksy albumu Klaus Mitffoch zachwycają mnie dźwiękową wirtuozerią, wykonawczą precyzją oraz literacką uniwersalnością. To płyta pełna walki z systemem, często za wszelką cenę, strachu o własne życie, zniewolenia w wielu aspektach i pragnienia egzystencji w lepszych czasach. Gdyby jednak rzeczywistość była inna, może wówczas emocjonalność tej płyty nie elektryzowałaby po dziś dzień? Absurdy, groteska, przewrotność, wszystko to czyni ów album rockowym arcydziełem, o którym mogłabym jeszcze wiele napisać. Na tym jednak zakończę mój tekst, zachęcając każdego we własnym zakresie do wsłuchania się w te ostre, buntownicze, ale jakże piękne dźwięki.