Płyty

Doznanie wyrafinowanej poezji wśród wokalno-instrumentalnych uniesień

5 stycznia 2024
Pozostając jeszcze w kręgu wydawnictw z 2023 roku, rekomenduję Wam dzisiaj niezwykle złożoną, słowno-muzyczną formę. Jest nią kantata Równanie serca – opowieść muzyczna o Julianie Przybosiu, skomponowana przez jednego z najbliższych mi twórców muzyki popularnej – Włodzimierza Korcza do tekstów wspaniałej krakowskiej poetki – Moniki Partyk. Melodie wokalne zostały powierzone czworgu solistom: Alicji Majewskiej, Oldze Bończyk, Grzegorzowi Wilkowi i Łukaszowi Zagrobelnemu. Towarzyszą im: Strzyżowski Chór Kameralny pod dyrekcją Grzegorza Oliwy, Warsaw String Quartet, a na fortepianie zagrał sam kompozytor. Każdą piosenkę przedzielają krótkie narracje, przeczytane przez Andrzeja Ferenca. Zaanonsowany album dostarczył mi ostatnio silnych wzruszeń, dlatego z przyjemnością postaram się je wyrazić w poniższych akapitach.

Jak sam tytuł wskazuje, w Równaniu serca – opowieści muzycznej o Julianie Przybosiu, poznajemy sylwetkę jednego z najwybitniejszych, awangardowych poetów ubiegłego stulecia. Warto zatem podkreślić walor edukacyjny całego przedsięwzięcia. Monika Partyk, gruntownie zaznajomiona z dorobkiem Juliana Przybosia, przefiltrowała jego wiersze przez swoją niespotykaną wręcz wrażliwość literacką. Efektem tego jest mnóstwo cytatów z twórczości owego mistrza awangardy, jak również czytelne wątki biograficzne. Zanim przejdę do piosenkowych konkretów, wspomnę jeszcze o przywołanych wcześniej narracjach, które swym ciepłym, głębokim i niskim głosem wyrecytował Andrzej Ferenc. Zostały one skonstruowane przez Monikę Partyk prozą, stanowiąc barwne komentarze do tego, co treściowo przyniesie każdy kolejny utwór. Warstwa stricte muzyczna rozpoczyna się gwałtownie i ekspresyjnie od kompozycji, której tytuł to dylemat, a może pytanie – Awantura czy awaria. Słyszymy tutaj absolutnie wszystkich wykonawców bez wyjątku. Soliści olśniewają precyzją wielogłosowych pejzaży, a chór od czasu do czasu na zasadzie tajemniczego echa repetuje niektóre, zaśpiewane wcześniej wersy. Tekst sam w sobie można potraktować jako odrębną partię instrumentalną, gdyż nierzadko kształtują go wyrazy w bliskim sąsiedztwie, rozpoczynające się na taką samą literę. Za przykłady niechaj posłużą słowa tytułowe i powtarzany wspólnie z nimi wyraz „awangarda”, a także okraszony mrocznymi motywami, słyszany kilkakrotnie szlagwort: „miasto, masa, maszyna”. Partia fortepianu obfituje w szereg motorycznych współbrzmień; Włodzimierz Korcz wraz z kwartetem smyczkowym sowicie częstują nas półtonami, czyli najmniejszymi odległościami pomiędzy dźwiękami. W mojej opinii nie są one jednak nośnikiem niepokoju, czy mroku, raczej rozbrzmiewają żwawo, z lekka rubasznie. Wzorcowym przypieczętowaniem utworu jest jego dostojne, marszowe zwieńczenie. Moją ulubioną piosenkę na recenzowanej płycie, zatytułowaną Czerwone saboty, zaśpiewał Łukasz Zagrobelny. Uwagę przykuwa tu powtarzana fraza: „czerwone saboty, włożone na przyboś”. Stanowi ona czytelne odniesienie do życiorysu bohatera recenzowanej opowieści, który w pacholęctwie, inspirując się przyśpiewkami ludowymi, składał swe pierwsze rymowane strofki. Miał wtedy często na sobie buty, włożone na bosą stopę, czyli (zgodnie z gwarą ludową) „na przyboś”. Zasygnalizowany wers to również kunsztowna parafraza fragmentu znanej przyśpiewki ludowej: „czerwone jabłuszko, przekrojone na krzyż”. Ludowość ma także swoje odzwierciedlenie w oprawie muzycznej Czerwonych sabotów. Po pierwsze – polskość spod znaku Chopina słychać w wirtuozowskich interludiach fortepianowych, które dodatkowo przywodzą mi na myśl niezwykle emocjonalny wstęp do utworu Historia niedopowiedziana, czyli jednej z najnowszych piosenek, skomponowanych przez Włodzimierza Korcza na ostatnią płytę Alicji Majewskiej. Po drugie – opisywany utwór kołysze nas w rytmie polskiego tańca narodowego, kujawiaka, a z wiodącej linii melodycznej sączy się słowiańska melancholia, szczególnie urzeczywistniona w refrenach oraz przedostatniej zwrotce, kiedy tonacja z pogodnej, czyli durowej, zmienia się na tęskną i smutną – mollową. Swojskości dodają też obecne w tekście zdrobnienia, niektóre zapożyczone z ludowej piosnki: „kujawiaczek”, „mazureczek”, inne zaś określają powracającą w formie motywu przewodniego jabłonkę: „jedyna, jedyneńka” oraz: „drzewko me, jedynaczek”. Niebywałą lekkością porusza mnie tu wokal Łukasza Zagrobelnego, obezwładniający klarownymi falsetami, a w ostatnim refrenie czarujący m.in. barwnymi ozdobnikami w wyrazie „chodź” i zmysłową, jakże kusząco wyrecytowaną prośbą na samym końcu utworu: „no chodź”. Kwartet smyczkowy wzmaga sentymentalny nastrój, natomiast chór pieczołowicie skanduje poszczególne wersy. Skryte wśród barwnych metafor i gier słownych, religijne rozterki Juliana Przybosia, uzewnętrznia piosenka Nad Gwoźnicą, geograficznie odnosząca nas do podkarpackiej wsi, w której poeta się wychował. Solistką jest tutaj obdarzona musicalowym, jaskrawym wokalem Olga Bończyk, której głos jeszcze silniej uwydatnia pogodny charakter linii melodycznej. Interludia instrumentalne stanowią cytat z popularnej polskiej kolędy Lulajże, Jezuniu. Szczyptę dramatyzmu generują opadające motywy chóralne, domykające niektóre frazy. Samo zakończenie piosenki to magia powtarzanego w różnym anturażu melodycznym i wykonawczym wersu: „rajskich ptaków szept”. Dodatkowo zdobią go pejzaże fortepianu oraz instrumentów smyczkowych, grających pizzicato, czyli za pomocą szarpania strun palcami, bez użycia smyczka. Za jeden z najbardziej emocjonalnych  i żarliwych utworów uważam kompozycję Nie pomieszczę twojej śmierci, którą swym mocnym, momentami tubalnym głosem zaśpiewał Grzegorz Wilk. Funeralny nastrój jest zasługą początkowej melodii wiolonczeli. Wszechobecny niepokój kontynuują kaskady półtonów, zarówno we współbrzmieniach instrumentalnych, jak i chóralnych. Linię melodyczną cechuje rozdzierający smutek, szczególnie słyszalny w dojmującym, gardłowym repetowaniu słowa „nie” oraz w przedłużanych do granic możliwości wokalnych dźwiękach. Prawie tytułowy utwór – Równanie, nabudowują skontrastowane linie melodyczne. Ekspresyjne fragmenty, podbite fortepianowym rytmem marsza, wokalnie należą do Łukasza Zagrobelnego i Grzegorza Wilka. Tutaj też królują półtony, wzmacniające motorykę równego maszerowania. Nagle jak z niebios spływa na nas wokaliza chóru, po której Olga Bończyk i Alicja Majewska intonują frazę: „czułym spojrzeniem, nad czułym wierszem, równaj serce”. Ów melodyczny schemat powtarza się ze zmienionym tekstem, dopiero w drugiej części ostatniego refrenu słychać całą czwórkę solistów, podkreślających kluczowy dla opisywanej piosenki imperatyw: „równaj serce”. W obronie kataryniarzy i strofkarzy to pierwszy solowy utwór niekwestionowanej mistrzyni w dziedzinie wykonawstwa Korczowej śpiewności – Alicji Majewskiej. Tekst Moniki Partyk jest tu swoistą obroną niektórych poetów, nazywanych pogardliwie przez Przybosia „kataryniarzami” oraz „strofkarzami”. Dźwięki fortepianu i kwartetu smyczkowego celowo imitują tu fałszywość, jak również uporczywość katarynki. Na ich tle bogatą narrację muzyczną prowadzi Alicja Majewska. Szczególnie ujmuje mnie sam początek, gdy wokalistka śpiewa frazę: „ludziom potrzebna jest”, teatralnie wydłużając ostatni dźwięk i robiąc pauzę. Oczekujemy zatem w napięciu, czegóż ludzie tak bardzo potrzebują. Odpowiedź przychodzi po chwili w postaci słowa… „katarynka”. Zwiewnością fascynują wszelkiej maści dźwiękonaśladowcze sylaby, które również mają na celu zilustrować wszechobecną katarynkowość: „um, pa, pa”, „bum, cyk, cyk” oraz „tra, la, la”. Kiedy utwór osiąga punkt kulminacyjny, Alicja Majewska wyśpiewuje ognistą wokalizę na sylabach: „tra, la, la”.

Ani się obejrzałam, a już opisałam Wam połowę płyty. Podążając za kolejnością, rozpoczyna się drugi obieg solowych piosenek poszczególnych wokalistów. Ponownie inicjuje go Łukasz Zagrobelny, prezentując całe spektrum swych ekspresyjnych, aktorskich możliwości w spowitej wojennym mrokiem piosence – Póki my żyjemy. Łapczywie łowię znaną z poprzednich kompozycji marszowość oraz piramidy klawiszowych półtonów, z kolei przystępnością oczarowuje powtarzany wers: „buja się, buja”. Począwszy jednak od frazy: „nie bujajcie” górę bierze smutek, urzeczywistniony nie tylko w solowej partii wokalnej, lecz także we współbrzmieniach chóralnych. Z tradycji piosenki francuskiej pełnymi garściami czerpie drugie solo Olgi Bończyk – Wieżyczka Katedry Notre-Dame. Moje lekkie zdziwienie wzbudza wykonanie repetowanego słowa „padam”, wyraźnie zaznaczonego w tekście i jednoznacznie kojarzącego się z piosenkową tradycją spod znaku Edith Piaf. Zarówno bowiem solistka, jak i chór, śpiewają częściej ów wyraz bardziej jako „param”, niźli „padam”. Warto też zwrócić uwagę na kunsztowną linię melodyczną, pełną rozedrgania, ale i szczypty swingu. Zwiewne fragmenty kontrastują choćby z pełnym dramatyzmu wersem: „Saint-Denis już kołacze do bram”. Grzegorzowi Wilkowi znów przypadł w udziale wyciskacz łez, zatytułowany Zdrowaś Matko. Już pierwsze wersy tekstu stanowią wykwintną parafrazę znanej modlitwy, gdyż brzmią: „zdrowaś matko, łąkiś pełna”. W następnych zwrotkach trzeci wyraz autorka zmieniła kolejno na „mękiś” oraz „dobraś”. Może to dziwne, ale kiedy docierają do mnie owe chwytające za serce słowa o udręczonej matce, zbierającej zboże w polu: „gaśnie Ci robota w rękach, bo brakuje tchu”, od razu przypomina mi się podobnie opisany fragment, pochodzący z książki Kornela MakuszyńskiegoO dwóch takich, co ukradli księżyc. Dzielę się swoim skojarzeniem nieprzypadkowo, gdyż sam Włodzimierz Korcz zdradził mi niegdyś, że jego ulubioną książką z dzieciństwa była właśnie ta niezwykle pouczająca i piękna lektura. Błagalny, tęskny, a momentami nawet spazmatyczny głos Grzegorza Wilka, ubarwia niejednokrotnie gardłowa chrypka. Brzmieniowy koloryt wzbogacają ponadto kunsztowne, nietuzinkowe ozdobniki, m.in. w wyrazie „Ave”. Enigmatyczny tytuł Kołysanka dla Uty to nawiązanie do pseudonimu jednej z córek Juliana Przybosia, która w rzeczywistości miała na imię Barbara, ale ojciec nazywał ją Utą, po japońsku „poezją”. Wbrew kołysankowemu tytułowi, piosenka jest bardzo dynamiczna, a linia melodyczna czasem płynie sentymentalnym, lirycznym strumieniem, częściej jednak tryskając radością. W opisywanej kompozycji słyszymy wszystkich solistów, urzekających szlachetnością wielogłosowych współbrzmień. Nie brakuje i tutaj odwołania do tradycji, gdyż pojawiają się wariacje na temat znanej kołysanki: „aaa kotki dwa”. Z czasem kotków występuje coraz więcej, stając się przyczynkiem do rymowanych haseł. Gdy na przykład jest ich już sześć, słychać wokalną sprzeczkę, zainicjowaną pytaniem: „ważna forma, czy też treść”? Formy zaciekle bronią mężczyźni, solistki natomiast nieśmiało optują za wyższością treści. Cały utwór lśni mnogością rymów do słowa „Uta”. Są to choćby echa literatury dziecięcej sprzed lat: „na Bergamutach jest kot w butach”, albo humorystyczne komentarze do współczesnych zjawisk: „na Bałutach, wielka zrzuta, żeby snuta była nuta Zenka M.”. Wesołości całemu utworowi dodają głośne, męskie śmiechy wokalne w refrenach, a także samo zakończenie, gdy wszyscy wykonawcy zwracają się do tytułowej bohaterki, krzycząc gromko: „to śpij”. Mimo optymizmu, bijącego z większości wierszy Przybosia, rozdzierający smutek okalał upoetyczniane przez niego wiosny, oznaczane konkretnymi datami rocznymi. Za przykładem poety poszła Monika Partyk, kumulując ból i cierpienie w tekście utworu Wiosna 2021. Mowa tutaj o braku tlenu, co pozwala mi wytropić czytelne odniesienie do zgonów, spowodowanych niemożnością oddychania podczas szalejącej w ostatnich latach pandemii. Tę niezwykle smutną, ale jakże piękną piosenkę wzruszająco zaśpiewała Alicja Majewska, z uczuciem wykonując na przykład repetowaną frazę: „wiosna nieradosna”. Ciekawym zabiegiem kompozytorskim jest powracający jak bumerang, czterodźwiękowy motyw przewodni, oparty na bliskich odległościach pomiędzy dźwiękami (sekundzie w kierunku wznoszącym i opadającej tercji), zachwycających melodyjnością oraz liryzmem. Wykonują go fortepian, kwartet smyczkowy, a czasem także i chór. Szczególnie trzecia zwrotka olśniewa spektakularną zmianą melodii, jak również ekspresją długich, wysokich dźwięków w partii wokalnej. Z kolei chwilę później solistka teatralnie rozciąga ostatnią głoskę wyrazu „tlenu”, przekształcając ją następnie w ornamentalną wokalizę na samogłosce „a”. Łagodne zwieńczenie należy do słów: „wiosna nieradosna, całym światem szła”, a końcowe dźwięki zostały wykonane przez Alicję Majewską unisono z chórem. Epilogiem płyty jest kompozycja W wieczność koło słońca. Jej świetlisty charakter zawdzięczamy pogodnej melodii, choć tekst porusza mroczną tematykę, ponieważ mówi o śmierci Juliana Przybosia, który zażyczył sobie, by pochować go na ukochanym wzgórzu Patra, nad rodzinną Gwoźnicą. Zaanonsowana piosenka posiada balladowy, modlitewny nastrój, pełen malowniczych dźwięków fortepianu oraz kwartetu smyczkowego. Soliści wykonują tu krótkie odcinki melodyczne, ale i wielogłosowe fragmenty, wsparte motywami chóru. Szczególnie zachwycają mnie tu efektownie wydłużane samogłoski Alicji Majewskiej. Niewiarygodnie rozczulająco brzmi ponadto zaśpiewana na głosy, repetowana inwokacja: „Boże Apollinie”.

Kantata Równanie serca – opowieść muzyczna o Julianie Przybosiu to płyta wzruszająca do łez, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej. Poezja Moniki Partyk, silnie nawiązująca do spuścizny awangardowego twórcy XX wieku, skrzy się od wyrafinowanych zabaw językowych i kunsztownych odniesień do literackiej tradycji sprzed lat, zachwycając ogromnym zasobem słów autorki, a także jej rozległą wiedzą na temat dorobku Juliana Przybosia. Oprawa muzyczna Włodzimierza Korcza to natomiast emocjonalne mistrzostwo najwyższej próby, odzwierciedlone w lirycznych, ale i żywiołowych kompozycjach. Każde z czworga solistów zaprezentowało swój unikatowy, indywidualny rys wykonawczy, chóralne współbrzmienia najczęściej eksponowały hałaśliwe fragmenty, a fortepian oraz kwartet smyczkowy ukazały gęstwinę motorycznych pejzaży. Jeśli lubicie przystępne, wyraziste, melodyjne utwory z niebanalnymi tekstami, bezapelacyjnie musicie sięgnąć po to wspaniałe wydawnictwo, gdzie tak jak w życiu każdego z nas – dojmujący smutek i ekstatyczna radość przeplatają się ze sobą, tworząc nierozerwalną całość.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.