Utwory

Doznanie rozedrganego mroku

3 sierpnia 2023
Bohaterem mojego dzisiejszego wpisu jest zespół, który przez lata zebrał spore grono swoich (nie wahajmy się użyć tego słowa) wyznawców. Roszady w składzie, a także zeszłoroczna nagła śmierć jednego z muzyków nie zdołały zatopić tego dźwiękowego okrętu i formacja Depeche Mode, bo o niej mowa, wciąż koncertuje oraz tworzy nową muzykę. Akurat jutro wybieram się na krakowski koncert owej grupy i chcąc mentalnie przygotować się do tego wydarzenia, skleciłam naprędce listę pięciu najbliższych mi utworów Depeche Mode, którą się teraz z Wami podzielę.

Chronologicznie moją wędrówkę rozpocznę od kompozycji z najbliższej mi płyty Depeche Mode, zatytułowanej Construction Time Again. To skrzący się od eksperymentów brzmieniowych utwór Pipeline. Owa dostojna pieśń, w której tekście mowa o budowaniu rurociągu, od zawsze zachwyca mnie mnogością awangardowych poszukiwań w zakresie brzmienia. Nie będzie z mojej strony nadużyciem, jeśli napiszę, że akompaniament instrumentalny to wyrafinowana mozaika różnorodnych sampli. Słychać warczące glissanda, czyli płynne prześlizgnięcia pomiędzy dźwiękami, aurę tajemniczości wzmagają też równomierne postukiwania, a melodyjny, z lekka rozklekotany motyw przewodni, przez cały utwór stanowiący instrumentalny pomost między odcinkami wokalnymi, pełen jest dzwoneczkowej śpiewności. W dodatku dublują go autentyczne dźwięki rur, odznaczające się specyficznym chłodem. Z chwilą nadejścia wiodącej, niezwykle melancholijnej partii wokalnej, konglomerat muzycznych barw upiększają drżące stukoty piłeczki pingpongowej, rozprzestrzeniające się stereofonicznie po kanałach. Bliżej końca utworu naszym uszom ukazuje się również wielokrotnie powtarzany, budzący grozę, wznoszący motyw ksylorimby, a więc instrumentu perkusyjnego, będącego udoskonaloną odmianą ksylofonu, obdarzonego nadzwyczaj ciepłą i aksamitną barwą. W partii wokalnej najbardziej zachwycają mnie dwa fragmenty. Pierwszy to niewiarygodnie melodyjne wykonanie słów, które później użyczyły tytułu płycie, a więc: „construction time again”. Drugi natomiast to chóralne, przesiąknięte pierwiastkiem wspólnotowości okrzyki: „working on the pipeline”, czyli w tłumaczeniu na język polski: „pracujemy nad rurociągiem”. Oprócz samego przekraczania brzmieniowych granic najbardziej ujmuje mnie w tej piosence kontrast między dystyngowaną, w gruncie rzeczy subtelną partią wokalną a ekspresyjnymi warstwami instrumentalnymi.

Gdybym została zapytana o tylko jeden, absolutnie najukochańszy utwór w dyskografii Depeche Mode, bez zastanowienia wskazałabym wzruszającą do łez balladę Somebody. Choć kompozycyjnie nie jest to piosenka, która odkrywa Amerykę, od zawsze rozczula mnie tu krystaliczność, wręcz nieskazitelność linii melodycznej. W pierwszym kontakcie z Somebody byłam jednak odrobinę skonfundowana, dlaczego wokalno-fortepianową, jakże gładką narrację zakłócają różnego rodzaju szumy i ludzkie głosy, słyszalne z oddali, ale rychło się zorientowałam, że akurat siła tego utworu tkwi w owym dźwiękowym kontraście. Porusza mnie przede wszystkim tekst, w którym podmiot liryczny wyznaje, jak bardzo pragnie miłości oraz bliskości ze strony drugiej osoby. W tym kontekście jeszcze sugestywniej brzmią odgłosy bicia ludzkiego serca na samym końcu piosenki. Melodię wokalną niezwykle ciepło namalował tu dźwiękami Martin Gore, któremu ekspresyjnie zaakompaniował na fortepianie Alan Wilder. Gęsty, akordowy akompaniament tylko czasami ustępuje miejsca nastrojowym melodiom, stanowiącym kontrapunkt względem błagalnych, zmysłowych, ascetycznych wokaliz. W tym wartkim strumieniu dźwięków oraz potoku słów bodaj najbardziej ujmująco brzmi przesiąknięty łagodnością wers: „and kiss me tenderly”. Kiedy wydaje się, że zaanonsowane przed momentem miarowe bicie serca spektakularnie domknie utwór, w pewnej chwili nadchodzi dzwoneczkowa, katarynkowa melodia, do ostatniego dźwięku pozostawiająca nas w baśniowym nastroju. Czy ową sielankowość należy odczytywać jako odautorską sugestię, że przedstawiona w tekście opisywanej piosenki miłość to tylko idealistyczne mrzonki? Trudno powiedzieć…

Jednym z najbardziej niedocenionych utworów Depeche Mode jest w mojej opinii przesiąknięta na wskroś filmowym mrokiem ballada One Cares. Akompaniament instrumentalny należy tu do smyczków, zarówno żywych (masywne, powłóczyste motywy wiolonczeli), jak i wygenerowanych syntetycznie, przez co momentami brzmiących nieco plastikowo. Celowo skandowane dźwięki, w których dominuje artykulacja staccato, stanowią efektowne podłoże do rozkwitu melodii wokalnej – łagodnej, tęsknej, niepozbawionej nasyconych, niskich, powoli wybrzmiewających dźwięków. W tekście króluje miłosna namiętność, uwydatniona wykonawczo choćby w zmysłowym glissandzie, oplatającym wyraz „girl”. Ponadto główną cechą opisywanej piosenki jest stopniowe zagęszczenie w zakresie dynamiki, czyli siły natężenia dźwięku. Smyczkowe warstwy efektownie podążają za wokalem, który punkt kulminacyjny osiąga podczas ekspresyjnego wyśpiewania słowa „blessed”. Ostatni akord smyczków to jednak wyciszenie, uspokojenie po owej patetycznej, w pierwszym kontakcie może nawet przygniatającej eksplozji uczuć, podszytej symfonicznym rozmachem.

Po dwóch solowych popisach wokalnych Martina Gore’a, niechaj w ramach mojej subiektywnej listy znów zaśpiewa mistrz melodyjnego rozedrgania – Dave Gahan. Po raz kolejny opiszę coś dla miłośników romantycznych ballad, oto mistyczna, elektryzująca wszechobecną namiętnością kompozycja Sister Of Night. Od samego początku uroczysty nastrój nabudowują szorstkie, lekko trzeszczące płaszczyzny elektroniczne, układające się najpierw w dwie czytelne warstwy. Pierwszą tworzą ostre warkoty, druga natomiast to wpadająca w ucho, śpiewna melodia. Obydwie przestrzenie znikają jednak niespodziewanie, wraz z nadejściem wokalu, któremu w zwrotkach głównie towarzyszą żarliwe stukoty. Jeśli chodzi o refren, faktura gwałtownie zagęszcza się za sprawą hałaśliwych uderzeń perkusji. W obrębie wiodącej melodii nie brakuje efektownych multiplikacji, a chwilami nawet wielogłosowych współbrzmień. Szczególną dźwięcznością zachwyca mnie ponadto krystalicznie czyste wykonanie przez wokalistę słowa „trembling”. Od drugiej zwrotki warstwę aranżacyjną wzbogacają nastrojowe kontrapunkty klawiszy, dialogujące z zadumaną, ujmującą liryzmem partią Gahana. Tekst naszpikowany jest tu rozlicznymi metaforami, aż trudno stwierdzić, kim może być ta baśniowa, tytułowa siostra nocy, czy istnieje naprawdę, czy jest jedynie grą imaginacji podmiotu lirycznego?

Być może piąta, a więc ostatnia piosenka na mojej liście, wzbudzi wśród Was największe kontrowersje. Nie zdążyła bowiem jeszcze uzyskać statusu klasycznej, gdyż pochodzi z najnowszej płyty zespołu, zatytułowanej Memento Mori i wydanej w tym roku. To utwór z lekka archaiczny, iście filmowy w swym wyrazie – Don’t Say You Love Me. Podniosły nastrój jest tu zasługą rozłożonych akordów gitary, rozłożyście wykonywanych na sposób harfowy, czyli za pomocą techniki arpeggio. Patetyczną słodyczą raczą nas też syntetyczne smyczki, tylko momentami przybrudzone szorstkimi płaszczyznami elektronicznymi. Melodia wokalna urzeka śpiewnością oraz ascetycznością, ponieważ w jej obrębie dominują niewielkie odległości pomiędzy dźwiękami. Szczyptę niepokoju zapewniają choćby przesiąknięte dramatyzmem półtony, rozpościerające się na przykład podczas wykonywania tytułowego wersu. Niejednokrotnie też główną linię melodyczną ozdabiają efektowne wielogłosy. Przyznam, że w gruncie rzeczy najbardziej urzeka mnie niedzisiejszość tej kompozycji, jej przystępność w połączeniu z instrumentalnym przepychem i wokalną melancholią.

Zespół Depeche Mode to w mojej opinii muzyczni królowie rozedrganego mroku. Śpiewne melodie wokalne najczęściej ubrane są w szatę synth popowych warstw, w ramach których zmysłową atmosferę kreują szorstkie, elektroniczne warkoty, jak również katarynkowe motywy przewodnie. Choć na mojej subiektywnej liście dominują ballady, dyskografia grupy obfituje też w dynamiczne utwory, niepozbawione żaru i ekspresji. Liczę na bardzo zróżnicowany zestaw piosenek podczas jutrzejszego koncertu w Krakowie, z którego relację ochoczo opublikuję za tydzień.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.