Koncerty

Doznanie nieprzemijalności melodyjnego rocka

17 czerwca 2023
Zespół Scorpions od lat się zarzeka, że w danym roku wyrusza w swoją pożegnalną trasę koncertową. Nie jest jednak w swych obietnicach konsekwentny ku uciesze fanów. Nigdy wcześniej nie miałam okazji podziwiać tej grupy na żywo, dlatego ochoczo wybrałam się kilka dni temu do łódzkiej Atlas Areny, by wejść w ów melancholijny świat rocka, który serwują nam znakomici muzycy formacji, założonej w 1965 roku w Hanowerze.

Łódzki koncert zespołu Scorpions to część trasy, zatytułowanej (od zeszłorocznej płyty formacji) Rock Believer. Nie zabrakło więc utworów nowych, choć większą część występu wypełniły klasyczne kompozycje sprzed lat. Zanim jednak wspomnę o uniesieniach, zwrócę uwagę na jeden dość spory mankament. Czułam, że mnóstwo detali umykało mi bezpowrotnie z powodu słabej akustyki, gdyż w głośniejszych utworach słyszałam niemal wyłącznie jazgot instrumentalny i z trudem przedzierający się przez ów szorstki gąszcz głos wokalisty, niezwykle jasny, wysoki i nie da się ukryć – trochę już wyeksploatowany z powodu wieku oraz rock and rollowego życia. Podczas wybrzmiewania hałaśliwych piosenek trudno mi było z owej dźwiękowej magmy wyciągnąć dla siebie coś więcej niż rytmiczny łoskot, ale wytężałam słuch w skupieniu. Wyłowiłam choćby efektowne solo, zdobiące piosenkę The Zoo, które gitarzysta – Matthias Jabs wykreował z udziałem efektu gitarowego o nazwie talk box. Modyfikował on wówczas dźwięk swego instrumentu za pomocą głosu, częstując nas intrygującą, drapieżną, niejako gitarowo-wokalną melodią. Doczekałam się też promienistej piosenki Seventh Sun z najnowszego albumu grupy. Wyróżnikiem tej kompozycji były malownicze, gęsto i dostojnie rozprzestrzeniające się niczym dzwon na kościelnej wieży, flażolety gitary, czyli dźwięki, uzyskiwane za sprawą specyficznego tłumienia strun. Refren klasycznego przeboju Blackout został gromko odśpiewany przez widzów, ale znów wszechobecny huk zaburzył mi całkowity odbiór utworu. Tytułowa kompozycja z najnowszego albumu grupy, czyli Rock Believer, to przystępność i śpiewność w najczystszej postaci, którym ochoczo dałam się ponieść, a ogniste i jak na mój gust nieco zbyt krzykliwe Tease Me Please Me porwało tłum szaleńczym, gitarowym riffem. Znalazło się też miejsce na solowe popisy basisty oraz perkusisty, urzeczywistnione w kompozycji New Vision. Warto tu jako ciekawostkę podkreślić, że w grupie Scorpions od ponad dwudziestu lat gra polski basista – Paweł Mąciwoda. W zaanonsowanej efekciarskiej solówce pokazał on kunszt mrocznych dźwięków, często ekspresyjnie intonowanych przez niego kciukiem, czyli techniką slap bass. Z kolei solo perkusisty, choć krótkie, przesiąknięte było wirtuozowskimi grzmotami, wręcz salwami siarczystych uderzeń. Kończąc wątek dynamicznych fragmentów koncertu, wspomnę jeszcze o jego definitywnym zwieńczeniu, czyli nośnym i wpadającym w ucho utworze Rock You Like a Hurricane, wykonanym melodyjnie, wespół z chórem publiczności, przeradzającym się z czasem w gromki aplauz, pełen uznania i szacunku względem występujących muzyków.

O wiele lepsza akustyka towarzyszyła ckliwym balladom, których godnymi reprezentantami był tryptyk bodaj najsłynniejszych utworów Scorpionsów. Po pierwsze – anielskim światłem rozbłysnęło Send Me an Angel, gdzie głos wokalisty słyszalny był w mojej opinii najdźwięczniej, urzekając przenikliwością powoli wybrzmiewających samogłosek. Po drugie – trudno było oczekiwać koncertu zespołu bez flagowej kompozycji Wind of Change, która od zawsze nieco irytowała mnie nadmiernym patosem i wiecznie niedostrojonymi pogwizdywaniami wokalnymi. Nie będę jednak ukrywać, iż to wykonanie naprawdę mnie poruszyło, zwłaszcza że tekst utworu został celowo zmieniony, by wybrzmieć z myślą o krwawej inwazji Rosji na Ukrainę, która od ponad roku dzieje się na naszych oczach. Wreszcie po trzecie – wzruszającą do łez wisienką na torcie dla wielu słuchaczy, w tym również i piszącej te słowa, była piosenka Still Loving You, obdarzona chwytającą za serce melodią, pełną wręcz nieziemskiej tęsknoty za utraconą miłością. Wokalna melancholia nie miała tu sobie równych, a gitarowe warstwy lśniły perfekcyjnym blaskiem, imponując niebywałą przestrzennością.

Koncert zespołu Scorpions w łódzkiej Atlas Arenie stanowił dla mnie niewątpliwie wspaniałe przeżycie, choć zdecydowanie niezapomnianych wrażeń kłębiłoby się w mej głowie więcej, gdyby dopisała akustyka i gdybym mogła bez trudu wsłuchiwać się w poszczególne instrumenty. Cieszy mnie również fakt usłyszenia na żywo wokalisty, wciąż dysponującego wysokim głosem, urzekającym charakterystyczną, niepozbawioną dźwięczności barwą. Dzięki takim formacjom jak Scorpions, rockowa żarliwość gitarowych riffów wespół z ekspresją sekcji rytmicznej oraz melodyjność (czasem trochę cukierkowa, ale nade wszystko ujmująca swym pięknem) będą trwały wiecznie.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.