Muzycy Płyty

Doznanie życiowych opowieści w ozdobnej szacie muzycznych zawiłości

11 listopada 2022
Jakiś czas temu zaczęłam zawzięcie rozsmakowywać się w piosenkowym dorobku jednego z zespołów formatywnych dla tzw. Trójmiejskiej Sceny Alternatywnej. Choć jego nazwa – Bielizna może nie zachęcać do dalszej eksploracji, warto porzucić konserwatywne uprzedzenia, bo żadna inna grupa w tym kraju tak sprawnie nie łączyła ciekawie przedstawionych historii zwykłych ludzi z muzycznymi detalami, spośród których dla przykładu wymienię nieoczywistą rytmikę, wielowarstwowe solówki oraz śpiewną jaskrawość melodii wokalnych. Pozwoliłam sobie dzisiaj wybrać pięć najbliższych mi piosenek Bielizny i cudownym zbiegiem okoliczności każda z nich reprezentuje zupełnie inną płytę w dyskografii zespołu.

Chronologicznie warto rozpocząć przygodę z muzyką Bielizny od spektakularnego debiutu grupy, zatytułowanego Taniec lekkich goryli. W przypadku tego albumu najdłużej zastanawiałam się nad wyborem najukochańszego utworu. W końcu postawiłam na melodyjną miniaturkę o enigmatycznym tytule Kuracja doktora Granata. Pod warstwą historii człowieka zdjętego chronicznym bólem, który trafia do przebiegłego doktora zaprawionego w bojach, jeśli chodzi o wszelakie techniki ludzkiej destrukcji oraz manipulacji, kryje się jawna krytyka totalitaryzmu. Rozedrgane, czterodźwiękowe motywy gitary od razu zwiastują nieoczywisty rytm całej piosenki, jednak dopiero celowo poszarpane uderzenia perkusji są jego faktycznym nośnikiem. Melodia wokalna czaruje przystępnością za sprawą symetrycznych, zwięzłych, niezwykle śpiewnych fraz. Kształtują je w dużej mierze motorycznie powtarzane dźwięki. Podobne, oszczędne w środkach motywy słychać w partii zarówno gitary elektrycznej, jak i basowej. Charakterystyczny głos lidera Bielizny – Jarosława Janiszewskiego wyróżnia nutka wytworności, ale i zwiewnej nonszalancji. Wokalista często nadmiernie eksponuje tu głoskę „ę” na końcu wyrazów, czyli w ich tzw. wygłosie. Z kolei ostatnie dźwięki lapidarnych cząstek refrenu zostały wykonane lekko nosowo, poruszając do głębi przenikliwością powolnego wygasania. Wielowarstwowe solo gitary najpierw brzmi niezwykle szorstko, z czasem jednak przeradza się ono w powtórzoną echem melodię refrenu, stanowiącą domknięcie utworu.

Z następnej płyty, zatytułowanej Wiara, nadzieja, miłość i inwigilacja, wybrałam utwór Wyjdź za mnie. To ponownie piosenka miniaturowych rozmiarów, ale o jej muzycznych smaczkach można napisać obszerny elaborat. Zanim pokuszę się o stworzenie takowego, wspomnę o tekście, w którym (lekko z przymrużeniem oka) została przedstawiona chęć związania się z drugim człowiekiem wcale nie z pobudek stricte miłosnych. Zamiast przeprowadzania drobiazgowej analizy warstwy lirycznej, po prostu przytoczę jeden z wersów: „wyjdź więc za mnie, niezłe nogi mam, będziemy biegać po rosie”. Muzycznie, pierwiastek metaliczności oferuje nam najpierw gitara, której radosną, żwawą melodię z czasem dubluje mroczny bas. Wokal Jarosława Janiszewskiego od początku zachwyca ekspresją, bowiem już w pierwszym wyrazie „spróbuj” charakternie zwielokrotnia on głoskę „r”. Z chwilą nadejścia partii wokalnej instrumentalny prym wiodą ponadto prominentne dźwięki gitary Piotra Pawlaka – kreatora aranżacji opisywanego utworu. Polirytmiczne pejzaże zaanonsowanego muzyka brzmią tu absolutnie wyjątkowo i aż nie wiadomo, czy w pierwszej kolejności wsłuchiwać się właśnie w nie, czy raczej zwracać uwagę na wiodącą melodię wokalną. O śpiewności partii Jarosława Janiszewskiego ponownie świadczą powtarzane dźwięki, nie brakuje jednak tu również tak zwanych tercji, niezwykle jaskrawych w swym wyrazie. Dla przykładu tercja ozdabia chociażby słowo „parę”. Zachwyca mnie też fragment, gdy dźwięk gitary zamaszyście dubluje melodię wokalną na pierwszej sylabie wyrazu „pewny”. W nastrojowym refrenie perkusista kołysze nas w rytmie walca, wykonując tzw. triole. Z kolei w motywach wokalnych roi się od spektakularnych skoków pomiędzy dźwiękami, słychać choćby dostojnie brzmiącą kwintę, która występuje między słowami „więc” oraz „za”. Wielopłaszczyznowe motywy gitary elektrycznej oplatają gwałtowne zmiany akordów i podobnie jak w opisywanej przeze mnie poprzedniej piosence mroczne solo ustępuje miejsca instrumentalnemu powtórzeniu melodii refrenu.

Absolutnie najbliższą mi piosenką Bielizny jest kompozycja Śpij synku z płyty TAG. Przede wszystkim rozczula mnie obecna w tekście perspektywa ojca, który pragnie chronić ukochanego synka przed wszelkimi demonami. Wartka, literacka narracja ujmuje mnie ciepłem oraz szczerością przekazu przy jednoczesnym stronieniu od lukru i zbędnego patosu. Kto wie, czy nie jest to najpiękniejsze miłosne wyznanie ojca do syna w historii polskiej muzyki. Po kilku żywiołowych uderzeniach perkusji rozlegają się ascetyczne, jednakże niepozbawione ekspresji motywy gitary elektrycznej wespół z basem. Po chwili do głosu dochodzi jeszcze jedna partia gitary – zgrzytliwa i szorstka niczym papier ścierny. Melodia wokalna Jarosława Janiszewskiego jest moim zdaniem najbardziej natchnioną sekwencją dźwięków w całym piosenkowym katalogu zespołu. Przenikliwa ostrość cechuje zakończenia fraz wokalisty, gdyż zaśpiewał je lekko przez nos. Mroczną melancholią urzekają też najmniejsze odległości pomiędzy dźwiękami, czyli tzw. półtony, które zdobią gdzieniegdzie linię melodyczną. Wyrazisty półton pojawia się m.in. w wyrazie „ciebie”. Apogeum jakże tęsknego liryzmu to dla mnie jednak refren, w którym mamy do czynienia ze spektakularnymi skokami o tak zwaną sekstę małą. Obejmuje ona na przykład ostatnią sylabę wyrazu „srebrny” i słowo „koń”. Po wybrzmieniu kolejnej zwrotki aż do końca utworu możemy rozkoszować się wyłącznie instrumentalnymi popisami. Na pierwszym planie słychać przesiąknięte tajemniczością zgrzyty gitary, iście bluesowe, pełne przeszywających motywów w wysokim rejestrze. Szczyptę mrocznego swingu zapewnia z kolei bas. Nagle jednak nastrój łagodnieje za sprawą niskich dźwięków, a piosenka kończy się wręcz sielankowo, chociaż perkusja ani przez chwilę nie zatraca swego dynamicznego pulsu.

Barwna paleta zmieniających się akordów oraz pełna jaskrawej podniosłości linia melodyczna to znaki rozpoznawcze kompozycji, zatytułowanej poetycko Władek przechodzi w piąty wymiar. Bohaterem warstwy słownej jest tu człowiek, który nie może pogodzić się z otaczającą go rzeczywistością. Zapija więc smutki na balkonie, gorliwie wierząc w lepszy świat, w tym celu próbuje nawet nawiązać kontakt z kosmosem. Zwieńczenie owej historii jest dramatyczne, bowiem Władek zakończył żywot na tym łez padole. Promyczkiem nadziei jest jednak pozostawiony przez niego list, w którym obwieścił, że otrzymał tajemny znak, by udać się do nowego, lepszego świata. Może więc teraz jest mu lepiej? W warstwie aranżacyjnej powracają tu jak bumerang rozłożone akordy gitary, zagrane rozłożyście, na sposób harfowy, co w terminologii muzycznej nosi włoską nazwę arpeggio. Zresztą rozłożony akord czasem kształtuje też melodię wokalną, fascynując melancholią za sprawą jego opadającego kierunku. Z kolei swoistym rozjaśnieniem jest dostojne wznoszenie się melodii m.in. na słowach: „on je miał”. Mnóstwo tu również repetowanych dźwięków, z kolei akompaniament instrumentalny cechuje aksamitna miękkość. Szczególnie przodują w tym względzie uderzenia perkusji, ujmując dyskretnymi szelestami. Do partii gitary należą też na wskroś bluesowe dźwięki, niejednokrotnie słychać choćby specyficzne podciąganie strun, które z języka angielskiego określane jest jako bending. Bluesowość nasila się w kulminacyjnej solówce, którą wytwornie domykają granulki perkusyjnych szumów.

Światowej sławy muzyk jazzowy – Paul Desmond stworzył niegdyś zjawiskowej urody standard, zatytułowany Take Five. Dlaczego piszę o nim w kontekście zespołu Bielizna? Akurat tak się złożyło, że grupa ma w swym dorobku piosenkę, której połamana rytmika oraz ekspresyjne akordy fortepianu są silnie zainspirowane ową melodyjną perłą światowego jazzu. Kompozycja ta nosi tytuł 12 lat i stanowi jedyny utwór na mojej liście powstały w obecnym stuleciu. Pojawili się tutaj goście specjalni saksofonista – Robert Dobrucki, pianista – Piotr Sztajdel oraz wokalistka – Anna Wojciechowska. Tekstowo jest to domknięcie miłosnej relacji, która stażem obejmuje tytułowych 12 lat. Obezwładniającą śpiewnością urzeka mnie melancholijny refren, w którym ciemną melodię Jarosława Janiszewskiego rozjaśnia krystalicznie czysty głos Anny Wojciechowskiej. We wspomnianym fragmencie słychać też spazmatyczne akordy fortepianu, wyznaczające pauzy pomiędzy zwięzłymi epizodami wokalnymi. Wraz z przebiegiem formy przychodzi czas na dwie efektowne solówki. Pierwszą wykreował Robert Dobrucki na saksofonie. Jej charakterystycznymi cechami są długie, powoli wygasające, przenikliwe dźwięki oraz dla kontrastu krótkie motywy, zachwycające nośną przystępnością. Z czasem palmę pierwszeństwa przejmuje fortepian i od razu słychać, że mamy tu do czynienia z dźwiękami zagranymi przez gruntownie wykształconego muzyka. Piotr Sztajdel znakomicie zrównoważył tu efektowność z malowniczością, prezentując nie tylko całą masę wirtuozowskich przebiegów, lecz także perlistą delikatność dźwięków w wysokim rejestrze. Zresztą na samym końcu słychać wyłącznie fortepian, bowiem milknie nawet stały puls sekcji rytmicznej. Precyzja wieńczących całość dźwięków olśniewa i zapiera dech w piersiach, wszak takie popisy stanowią bardziej wyznaczniki rocka progresywnego niźli ascetycznej, nowofalowej estetyki.

Oryginalność zespołu Bielizna tkwi dla mnie w muzycznej złożoności, pełnej rytmicznych nieoczywistości oraz śpiewnych linii melodycznych. Barwą nie do podrobienia urzeka surowy, niepozbawiony naturalności oraz lekkiej nonszalancji wokal Jarosława Janiszewskiego. Z kolei teksty jego autorstwa to życiowe historie zwykłych ludzi, z którymi na różnym etapie egzystencji każdy z nas może się utożsamić. Mnogość aranżacyjnej odkrywczości nie pozwala zaszufladkować grupy do jednej muzycznej stylistyki, dlatego nie mogę się nadziwić, że tak nietuzinkowy zespół czczony jest wyłącznie przez garstkę entuzjastów alternatywnego podziemia.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.