Koncerty

Doznanie Młynarskiego nie z tej ziemi

14 stycznia 2022
Spektakl teatralny okraszony muzyką na żywo, wykonaną na najwyższym poziomie to moim zdaniem wciąż forma nowatorska. Tym bardziej więc wszystkim czytelnikom niniejszego bloga rekomenduję przedstawienie Misja: Młynarski w reżyserii Jacka Bończyka. Spektakl wystawiany jest na deskach warszawskiego Teatru Ateneum.

Nie mogłam odmówić sobie przyjemności wybrania się na teatralne widowisko Misja: Młynarski, bowiem uważam Wojciecha Młynarskiego za geniusza, wręcz autora nie z tej ziemi. W mojej opinii trafna była zatem optyka kosmosu, wyeksponowana przez Jacka Bończyka w opisywanej sztuce. Dzięki wartkiej narracji za sprawą kapsuły czasu można było zwiedzić kosmiczny bezmiar tekstów Wojciecha Młynarskiego, tworzonych przez mistrza na przestrzeni poszczególnych dekad. Przedstawienie złożone było z dwóch aktów. Pierwszy zasiliła większa liczba piosenek, drugi zaś w dużej mierze obfitował w felietony Młynarskiego. Wiele aktorskich interpretacji pozwoliło mi na nowo odkryć niektóre piosenki. Ekspresyjne i efektowne – takie było wykonanie Przemysława Bluszcza utworu Och ty w życiu. Oryginalny balans pomiędzy frywolnością a liryczną zadumą ukazał z kolei Wojciech Brzeziński, niezwykle uczuciowo interpretując piosenkę Nie mam jasności w temacie Marioli. Tutaj wokalne efekciarstwo z teatralną wytwornością osiągnęły dla mnie najwyższy poziom organicznej spójności. Nawet słyszane wielokrotnie przeboje doczekały się absolutnie wyjątkowych wcieleń. Oto np. Jesteśmy na wczasach wykonał sam reżyser widowiska – Jacek Bończyk. Z nienaganną dykcją eksponował on w perkusyjny sposób głoskę „ch”, ponadto wokalnie wydobył ze wszystkich dźwięków barwne pokłady szlachetnego swingu. Romantyczna delikatność przyświecała z kolei recytacji (w oryginalnym wykonaniu Młynarskiego niepozbawionej rubaszności) od słów: „dla sympatycznej panny Krysi…”. Moim piosenkowym odkryciem okazała się Ballada skandynawska, pierwotnie wylansowana przez Kabaret Dudek. Tutaj dawkę dramatyzmu ze szczyptą humoru zapewniła interpretacja Bartłomieja Nowosielskiego. W opozycji do dynamicznych, rozedrganych męskich wykonań pozostała większość kobiecych interpretacji, na wskroś intymnych w swym wyrazie. Julia Konarska urzekła mnie eterycznością dosyć nosowego, jazzująco rozwibrowanego wokalu. Ozdobiła bowiem liryzmem dostojną balladę Bohaterowie Remarque’a. Owo wykonanie przywiodło mi na myśl estetykę musicali najwyższych lotów. Smutek wespół z na wskroś słowiańską melodyjnością przyszły do mnie za sprawą piosenki Spóźniłam się na mój ślub, którą melancholijnie, z lekka matowo i romantycznie zaśpiewała Katarzyna Ucherska. Odnotowania wart jest także synchron obecny w utworach wykonanych przez więcej niż jednego aktora. Tak to zatem niebywały brzmieniowy monolit połączony z iście marszową rytmicznością ukazali: Przemysław Bluszcz, Wojciech Brzeziński oraz Bartłomiej Nowosielski, urzekając majestatyczną wersją piosenki W Polskę idziemy. Zanim wspomnę o drugim akcie – słówko o muzykach. Kunszt, wirtuozeria, precyzja wykonawcza – tak mogę określić artystyczny poziom instrumentalistów, którzy akompaniowali aktorom podczas przedstawienia. Szczególne słowa uznania należą się pianiście – Wojciechowi Borkowskiemu, bowiem trudno pominąć milczeniem błyskotliwość jego wyrafinowanych solówek.

Drugi akt to również piosenki, ale przede wszystkim (jak już wspomniałam) felietony Wojciecha Młynarskiego. Recytował je Jacek Bończyk, po każdym (ze znaną sobie galanterią) podając rok powstania. To moim zdaniem wyszukany sposób nakłonienia odbiorców do refleksji. Prawdy o Polsce, jakie dane nam było usłyszeć w często ponaddwudziestoletnich dziełach literackich, takich jak np. W sprawie sedna, czy Prawdziwy Polak, nie dość, że w ogóle się nie zestarzały, to jeszcze ich aktualność zdaje się być silniejsza teraz, niźli w czasach, gdy powstały. Subiektywnie najjaśniejsze piosenkowe punkty drugiego aktu to moim zdaniem ozdobione wielogłosowymi harmoniami W co się bawić, a także apoteoza ludzkiej egzystencji, żarliwie wykreowana przez Olgę Sarzyńską w piosence Och życie, kocham Cię nad życie. Wartkim strumieniem płynęła także narracja Grzegorza Damięckiego w utworze Po krakowskim w noc majową. Najbardziej wzruszającym momentem było dla mnie jednak Smutne miasteczko, emocjonalnie wyrecytowane przez Jacka Bończyka i okraszone niezastąpionym pierwiastkiem autorskości w postaci zapierającego dech w piersiach głosu mistrza Wojciecha Młynarskiego. W tym tekście jest bowiem to, co szczególnie cenię sobie, jeśli chodzi o opisywanego twórcę – nadzieja, że choć żyjemy obecnie w smutnym miasteczku, to „ono sobie kiedyś pojedzie”. Musimy tylko, zgodnie z mottem, przyświecającym spektaklowi Misja: Młynarski, „robić swoje”, „a-bso-lut-nie, a-bso-lut-nie”.

Kunszt muzyki granej na żywo, nietuzinkowe aktorskie interpretacje, a wszystko podane w kosmicznym anturażu nie z tej ziemi. Taki właśnie dla mnie był spektakl Misja: Młynarski, który mam nadzieję na długo zagości w repertuarze warszawskiego Teatru Ateneum. To piękny sposób na ożywianie dorobku tego genialnego twórcy, a za sprawą tak osobistych, emocjonalnych wykonań, wiele utworów zyskało niezapomniane oblicza, które powinny zasilić kanon muzyki rozrywkowej. Niech więc mój krótki tekścik skromny dwuwiersz przypieczętuje, iż trudno się żyje bez nowych tekstów mistrza, tak bardzo jego prawd życiowych brakuje.

TAGS
Agata Zakrzewska
Warszawa, PL

Muzyka jest moją największą pasją, gdyż żyję nią jako słuchaczka, ale też wokalistka, wykonując przede wszystkim piosenkę literacką i poezję śpiewaną z własnym akompaniamentem fortepianowym. Cenię piękne i mądre teksty, zwłaszcza Młynarskiego, Osieckiej czy Kofty.